Czasami mrok zapada nie tylko za oknem.
Zmierzam się wtedy z demonami przeszłości. Albo przyszłości. Choć może najbardziej z chwili obecnej.
Życie jak linia. Ma swoją nieprzerwaność. Do czasu, oczywiście.
Półprosta. Albo półkrzywa. Całkiem jak mój kręgosłup.
Porankiem zaczynam świat na nowo. Ręczniki nocy wykręcam i rozwieszam do wyschnięcia.
Kałuże mroku schną w słońcu zostawiając na ziemi słony osad wczoraj.
Zatopiona w codzienność. Wtopiona w tłum.
A jednak żywa i realna. Jestem.