Czasem dryfuję. Unoszę się bezwładnie na powierzchni chwili i pozwalam wydarzeniom unosić mnie w sobie jak kawałek kory.
Czasem nie wiem, co zrobić z tym, czego się dowiedziałam. Wieszam informację na haczyku w przedpokoju i zajmuję się codziennym życiem.
Czasem dotykam śmierci. Jest taka zimna. Przez chwilę zdaję sobie sprawę z jej obecności, by za moment powrócić do błogiego wypierania jej istnienia. Jakbym zanurzała się w ciepłej wodzie, w której kształty i kontury są tak bezpiecznie rozmazane.
Ludzie wokół mnie pojawiają się i znikają jak światła przejeżdżających samochodów. Przez chwilę jest jasno. Potem już tylko ciemność.