Lubię słyszeć głos mojego syna, który dolatuje z ulicy przez uchylone okna. Wpada całkiem wyraźnie, mimo czwartego piętra i prawie rozumiem, co syn opowiada ojcu. Na szczęście nie jestem w stanie rozróżnić słów, bo wtedy czułabym się jakbym podsłuchiwała, a tak, to mogę wsłuchać się w samą melodykę rozmowy, rozróżnić ekscytację, zaciekawienie lub radość w słowach, choć nie widzę sylwetek, bo drzewa przysłaniają widok. Takie to miłe, tkliwe i rzewne, że zastygam oparta o parapet i słucham, aż trzaskają drzwiczki auta i wtedy wiem, że głosy umilkną, rozlegnie się dźwięk silnika, a ja powrócę do codziennych działań. A jednak zostaje we mnie iskra tej radości w głosie, którą usłyszałam, choć z czasem nieco blaknie. Nie znika do końca, wpada gdzieś w zakamarki duszy i wiem, że jeśli kiedyś będę potrzebowała, to odnajdę ją i przywołam dźwiękiem, zapachem lub powiewem wiatru wpadającym przez uchylone okno.
Lubię patrzeć na syna, który ćwiczy przed ekranem układy taneczne. Naśladuje postaci prawdziwe i kreskowe, śpiewa fragmenty piosenek, a wszystko to w takim słodkim stylu dwulatka, który niewiele mówi, ale rozumie mnóstwo. Na piosenkach i choreografii skupia się całym sobą, minę ma poważną, a ruchy prześmieszne, choć zaskakująco podobne do tych, na ekranie. Mogę tak sobie leżeć na kanapie i patrzeć na tańce na krześle i wcale nie potrzebuję nic więcej. Choć kiedy kończy się piosenka muszę wstać, by nastawić nową. A potem jeszcze inną. Te piosenki są jak kartki z zapiskami tych chwil. Gdziekolwiek je usłyszę, przyniosą mi widok syna, tańca i tego niepowtarzalnego czasu z dziećmi w domu.
To prawda, że czasem jestem zmęczona i brakuje mi chwili dla siebie. A jednak ten intensywny czas, w którym często nie jestem pewna, jak się nazywam, pełen jest wspaniałych momentów, obrazów, sytuacji i zdarzeń. Dużo w nim zachwytów, zachłyśnięć pięknem dziecięcego świata, bliskości i czułości. Lubię ten czas. Ten, w którym moje dzieci są małe i większość dnia wypełniają sobą. Ten, w którym walczą o moją uwagę, gdy rozmawiam przez telefon lub robię cokolwiek, w sposób bezpardonowy i za wszelką cenę. Ten, w którym ważne jest każde przytulenie, całus i trzymanie za rękę…
Mogłabym wymieniać tak długo, bo tyle tych skarbów i migawek dnia we mnie, ale sen też potrafi zawalczyć o moją uwagę. Uciekam więc w ten słodki czas ze szkrabem w jednym łóżku. Śpi tak cichutko i ufnie, choć pewnie jak się położę, to urządzi sobie jedno z tych nocnych karmień, które trwają i trwają w nieskończoność. Wtedy się po prostu poprzytulam. I z tym przytuleniem zasnę.