Archiwum kategorii: Mysli ulotne

Zaduma nad śmiercią

Czas myślenia o zmarłych. Tych, którzy byli. Pojawili się i znikli. Jak cyrkowa sztuczka. Przeminęli ze swoim czasem na życie, zostawiając nam fragmenty kodu DNA, podobieństwo rysów czy kawałek temperamentu. Czasem wspomnienia. Wyblakłe, trochę pogięte obrazy spotkań, sytuacji, zdarzeń. Wspólna herbata. Rysunek dłoni. Sposób chodzenia. Śmiech. Spotykamy ich na starych zdjęciach i cmentarzach. Kupujemy świeczkę,… Czytaj dalej »

Sezon na opadanie

Jesień odmienia się przez kolory. Wiele ich w liściach. Okrywają świat barwą, jak rozedrgane plamy farb na płótnach impresjonistów. Sporo ich jeszcze trzyma się kurczowo gałęzi, choć coraz słabsze, coraz mniej uczepione. Dzięki ich niechęci do grawitacji, na słońce wciąż mogę spoglądać spomiędzy. To bardzo przyjemne. Czuję też pewną przytulność krajobrazu, który zamykają liściaste korony… Czytaj dalej »

Oblepiona snem

Noc mnie oblepia. Kusi poduszką i kołdrą. Owija kosmatym dywanem zmęczenia. Głowę wypycha czymś ciężkim. Chyli mnie ku dołowi. Zamyka powieki. Nocą wędruję w innych światach. Po zakamarkach mózgu. Zaułkach podświadomości. Moje zdarzenia są tam, choć w sumie jestem tu. Albo mnie nie ma. Być może znikam na całe noce. Odpływam w ciemność. Dryfuję po… Czytaj dalej »

Niepokój

Zaczyna się pomiędzy żebrami. Atakuje płuca, przydusza. Rozprzestrzenia się w górę, obejmując partiami po kolei tors i szyję. Lubi zaciskać ramiona, przytrzymywać chwilę i puszczać, jakby potrzebował wprawić mnie w ruch. Przypomina ośmiornicę. Otula mackami. Tworzy z ramion obręcz zaciśniętą wokół żeber. Ciężką głowę kładzie na piersiach, jak zmęczony tobół. Kiedy próbuję się go pozbyć,… Czytaj dalej »

Szkoła uczuć

To był podobny czas. Pełen jesieni, mgły i szelestu liści pod butami. Poranki były ciemne, coraz chłodniejsze. Kaloryfery już grzały, a herbata smakowała imbirem, kurkumą i cytryną. Biegałam do szkoły uczuć, bo znienacka odkryłam, że nic o nich nie wiem. Droga była zawiła. Stukała po torach tramwajowych, przebiegała mostem i docierała zawsze za daleko. Deszcz… Czytaj dalej »

Puch

Potrzebuję czasem dużo puchu. Dużo, dużo puchu. Dobrze mi wtedy robi przytulanie twarzy do miękkości. Głaskanie aksamitu. Otulanie kaszmirem. Powtarzam te delikatne i gładkie słowa: aksamit, kaszmir i czuję ciepło, które rozlewa mi się w piersi. Zamsz. Dzianina. Wełna… wełna nie. Wełna ma w sobie coś gryzącego, nie jest przytulno-puchata. Co innego owieczka. Wygląda na… Czytaj dalej »

Dryfing w Kortlandzie- kontynuacja 1

… Wyrzuciło mnie na jakiejś cholernej asteroidzie. Było ciemno. Powierzchnię pokrywał sypki, metaliczny piach, z rodzaju tych, którymi można malować mandale, jeśli tylko wystarczy nam jeden kolor. Głęboka czerń. Upadłam na pustynię czerni. Przeturlałam się na bok. Obok mnie głucho pacnęło coś jeszcze… Znacie to uczucie zagrożenia, które dopada wasze ciało i obezwładnia je na… Czytaj dalej »

Wspinaczka wysokopiętrowa

Kiedy już się pokona wszystkie schody na mojej klatce, to dochodzi się pod moje drzwi. Wydaje się to proste i w sumie jest proste. Schody mają stopnie, które należy pokonać. Wiele stopni. Nogi trzeba podnosić wysoko, bo to wysokie stopnie. Ale tak, to w porzo. Poza, oczywiście, elementem zasapania, który to element prezentuje większość znajomych… Czytaj dalej »

Zmęczony dzień

Dzień z tych, co to bym chętnie w coś upchnęła i schowała głęboko. Na przykład do walizki. Takiej największej, bo to był długi i obszerny dzień, więc mała walizka nie dałaby rady. Upchnięcie w dużej nadal ocierałoby się o wyczyn. Musiałabym dopchnąć ten dzień kolanem, co stworzyłoby mi świetny pretekst do kopnięcia dzisiejszego dnia w… Czytaj dalej »

Odkrywanie wszechświata

Były i takie noce, kiedy snułam się po zaułkach nocnego miasta w oczekiwaniu na nieznane. Włóczyłam się po tajemniczych spelunach, w których wielu odpływało z tego świata całkiem znienacka i często w oparach absurdu. I alkoholu. Niektórzy spadali z krzesła. Inni ulatywali ku górze jak niekończące się historie ich własnych opowieści. Czasem przysypiali w pół… Czytaj dalej »