Jechałam tramwajem, a miasto pachniało wiosną. Domy za oknem kołysały się, płynęły, czasem przystawały. W słońcu wyglądały całkiem wiosennie, chociaż wciąż jeszcze pozapinano je guzikami okien pod same dachy. Być może, gdyby budynki decydowały o takich sprawach, rozchełstałyby się na oścież, wystawiając swoje blade wnętrza do słońca. Ludzie jednak nie byli jeszcze gotowi na takie marcowe działania w styczniu, więc starannie zamykali okna i podkręcali kaloryfery. Choć niektórzy zakładali trampki i lżejsze płaszcze. inni oddychali głęboko. Budynkom pozostało trzymać głowy wysoko w chmurach. Bujały w obłokach, a tramwaj stukał i sunął. Kołysał przez całą drogę.