Przedsenna pustka w mojej głowie bywa zastanawiająca. Wpatruję się w biały ekran i przeglądam pospiesznie katalogi i pliki umysłu, ale one również okazują się białe i czyste. Nie zmącone żadną myślą, refleksją ani anegdotą. Nie tknięte wnioskami czy zdaniem w temacie. Nie liźnięte tematem.
Przede mną otwiera się jedynie wielka i pusta przestrzeń, w której dudnią moje kroki, a ich echo odbija się od ścian. Wszystko jest białe, czyste i… puste, jakby ktoś szykował się do remontu i wyniósł gdzieś meble.
Rozglądam się wokół pod kopułą czaszki, słucham dźwięków odbitych i powracających, potem wychodzę.
W ostatniej chwili mój wzrok zatrzymuje się na czymś małym, zmiętym i leżącym pod ścianą jak wyrzucony papierek po cukierku. Rozprostowuję go. Lśni i błyszczy czerwonym brokatem myśli: „Kocham”.
Zasypiam otulona kołysanką tej jedynej myśli, która ocalała po ferworze dnia. Widzę jeszcze jak jej ciepłe i puchate litery wypełniają sobą pustą przestrzeń głowy, a potem wtulam się w dwa małe ciałka śpiące po moich bokach.