Powodzie i zalania

przez | 25 września 2021

Dziś jestem rozbita. Na milion małych kawałeczków. Jak lustro lub gruba szyba na przystanku. Trzymam się jakoś, jestem jedna, ale calutka popękana. Wykończona fizycznie, psychicznie i emocjonalnie. Taki dzień.

Ósmy dzień delegacji męża. Ósmy dzień totalnie non stop z maluchami. Śpię z dziećmi, kąpię się z nimi, jem, gotuję, bawię się… Z taką włączoną czujnością i uwagą. To chyba najbardziej męczy, że nie mogę na chwilę zluzować uważności, że cały czas moje ciało i głowa są gotowe do reakcji. No i co chwila coś się dzieje, świat naszego mieszkania zalewany jest resztkami zupy, sikami, wodą z kubka, wodą z wanny, śliną, złością, zadaniami, łzami, krzykiem, kłótniami, przedmiotami rzucanymi z hukiem, przepychankami…

Dziś miałam wrażenie, że ta codzienna powódź zalewa mnie po uszy. Nie miałam sił i poddałam się. Nie lubię tego, ale krzyczałam dziś. I płakałam. I choć teraz tego nie robię, to wiem, że wciąż we mnie wiele tego krzyku i łez. Skitranych po ciemnych kątach mojej duszy i kącikach oczu. Poupychanych w żołądku. Wepchniętych w przełyk.

Czuję się w tym bardzo samotna. Jak popękana skała omywana przez burzliwe fale. Pewnie przetrwam. Nie pierwszy raz przeżywam takie powodzie. Z czasem zapominam nawet, że to takie trudne. Ale teraz, kiedy się to dzieje, ledwo żyję.

W tym wszystkim mam potrzebę pozachwycać się moimi dziećmi. W takie dni jest mi to bardziej potrzebne niż w te wszystkie miłe i przyjemne dni. Ulgę i wewnętrzne rozluźnienie przynosi mi miłość, którą czuję przywołując przed oczami twarze chłopców, ich słowa i miny w tym, jakże trudnym, dniu.

Może jutro przyniesie mi więcej sił.

Zdobywam się na łagodność, głaszczę siebie po głowie i przytulam. Tak, potrzebowałam tego przytulenia. Teraz poprzytulam się do maluchów. Tych, z którymi tak non stop. Jestem zmęczona, ale wciąż w nich bardzo zakochana. Myślę, że ta miłość i sen jakoś mnie do rana poskładają.

Jeszcze 6 dni i będę mogła wiedzieć, że jakby co, to mogę na chwilę po prostu wyjść i odetchnąć. Kiedy jeśli zabraknie mi cebuli do obiadu, to po prostu wyskoczę do budki na rogu nie organizując wycieczki z ubieraniem, schodzeiem, wózkiem, ściganiem się i kłótnią o bycie pierwszym. Kiedy myjąc naczynia będę mogła się zamyślić o niczym, bo ktoś drugi przez ten momet przytrzyma rękę na pulsie potrzeb, krzyków czy pamiętania o wyłączeniu gazu czy zabezpieczeniu okna. Jeszcze tylko 6 dni. A potem pogadam z kimś dorosłym. Kto mnie po prostu wysłucha. Albo poprzytula.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *