Lato

przez | 24 czerwca 2021

Burze, deszcze, ulewy. A zaraz z powrotem ciepło. Przez chwilę powietrze nasycone ozonem przynosi nieco chłodu i orzeźwienia. A po chwili znów upał i duchota. Skwar. Lepkość.

Szłam dziś do przedszkola po syna. Byłam w krótkich portkach, w koszulce i sandałach. Pchałam wózek z synkiem i całą furą rzeczy, które zabrał ze sobą. Było upalnie.

Myślałam o tym, że jest cudownie. Portki przy tym kleiły mi się do pupy, a twarz lekko błyszczała. A jednak nadal byłam zachwycona. Bo ja uwielbiam lato. W każdym aspekcie.

Taki deszcz na przykład. Kapał mi wczoraj na głowę, bo mnie zaskoczył. Wracałam od rodziców, szłam z metra do domu i bach! Ulewa. Przebiegła po mnie, po wózku, podotykała mokrymi palcami, ale nie wyziębiła. Palce miała mokre lecz ciepłe. Przyjemne. Czułam się głaskana.

Rozwieszam rano pranie, a wieczorem już suche. Mogę chować suszarkę. Podłogę aż chce się mopować, nikt nie zdąży się na niej poślizgnąć. Okna są wiecznie uchylone, a poranki białe. Kąpię się w chłodnej wodzie i lekko się ubieram. Jest mi ciepło. Wreszcie.

Chce mi się wychodzić z domu. Chwila moment i już, schodzimy po schodach. Bez tych wszystkich wyzwań ubraniowych. Wystarczy założyć buty. I czapkę. I bidon wziąć. No i tę całą furę niezbędnych piesków, okularów, samochodów, książek.

A w warzywniaku warzywnieje. Wszystko barwi się i mieni młodością. Skrzynki skrzą się owocem. Półki są pełne liści. Na języku mi słodko i słono jednocześnie. Słodko ze szczęścia. Słono, bo deszcz.

Błyska się. Nawet teraz. Za oknem trwa spektakl. Bardzo widowiskowy. Nagłośnienie dobre. Muzyka pełna szmeru i letnich pokrzykiwań przez otwarte okna. Gdzieś trzaskają drzwi. Samochód jedzie i chlapie. Burza już odchodzi. Zostawia chłód i świadomość ciszy. Wracają dźwięki miasta.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *