Przedspanko

przez | 15 kwietnia 2021

Tydzień mamy z takich raczej mocno intensywnych, bo mąż w pracy ma dużo pracy, a ja w domu też się nie nudzę. Siedzenie w domu przez trzy tygodnie daje nam się we znaki, choć muszę przyznać, że ma też swoje dobre strony. Na przykład takie, że moi synowie z każdym dniem coraz lepiej się ze sobą bawią, a to jest bardzo przyjemne i daje mnóstwo nadziei na przyszłość. Miło się na to patrzy i miło słucha ich wspólnych pokrzykiwań i śmiechów, a jeszcze milej jest móc przez tę chwilę wypić sobie dobrą i do tego ciepłą herbatę. Bo czasem nawet taki wypas się trafi.

Najlepsza wspólna zabawa, taka wyjątkowo zgodna i nawet bez specjalnego angażowania rodziców, rozpoczyna się na hasło, że pora szykować się do spania. Słowa te mają w sobie magiczną moc uruchamiającą kitrane przez cały dzień, gdzieś po zakamarkach wnętrza moich dzieci, dodatkowe siły i energię. Wstępują one w ich nogi, gardła, dłonie i głowy zaraz po słowach o spaniu. Pierwsze co, to dzieci głodnieją i natychmiast należy dostarczyć im pożywienia, bo sterane dniem czują się niedokarmione, a w stanie tym, choćby nie wiem, jak chciały, nie zasną. Pospiesznie więc targuję składniki tejże drugiej kolacji tudzież posiłku o nieużywanej nigdzie nazwie przedspanko, ponieważ chłopaki najchętniej zjedliby różne takie rzeczy, których akurat ja wolałabym im nie robić. Targi są długie, ale w tym temacie i o tej porze jestem nieugięta. Ostatecznie robię to coś przedspankowe, na co zgodzimy się wspólnie i następuje powolne i przerywane przebieżkami j śmieszkami spożywanie posiłku.

Kiedy już brzuchy moich dzieci stają się syte, następuje rozkręcenie zabawy, wręcz coś w stylu amoku zabawowego, w którym jest mnóstwo tupotu małych stópek w ganiankach po całym mieszkaniu, pomysłów przebijających pomysłowość całego dnia i mnóstwo okrzyków, pisków i śmiechu. Tak, tak, to wszystko dzieje się wtedy, kiedy my rodzice, powoli wymiękamy energetycznie, a zarazem z każdą kolejną minutą żegnamy z coraz większą rozpaczą nasz wolny kawałek wieczora. I o ile my coraz bardziej opadamy z sił, o tyle naszym dzieciom skądś ich ciągle przybywa.

W ostatnich dniach, jeśli chodzi o aktywność wieczorowo-nocną, bryluje młodszy syn. No daję słowo, że momentami zastanawiam się, gdzie ma ukrytą tę sprężynę i kto mu ją nakręca.

Dziś na przykład, brykał jeszcze długo po tym jak jego starszy brat zasnął. Jakieś półtorej godziny. W tym czasie malował farbami, przy okazji rozsmarowując z dużą pieczołowitością kawałek czarnej farby na nodze krzesła. Ułożył i złoży dwa puzzle i układankę z ludzikami. Skakał z oparcia łóżka na łóżko, turlał się i kicał. Bawił króliczkiem grającym mu „łagodne dźwięki”. Strzelał z uszek, układał, przekładał i gadał po króliczemu. Zrzucił kilka klocków i dwie szczoteczki do zębów za łóżko. Wysmarował pozostałą pod paznokciem czarną farbą spory kawał prześcieradła. I pewnie coś jeszcze, co już mi umkło, bo padam na nos. Bo kiedy wreszcie syn mój zasnął, choć już przestałam wierzyć, że to w ogóle kiedykolwiek nastąpi, to nastał ten święty i wyczekiwany przez cały dzień czas dla mnie. Ale mnie już stać jedynie na zaśnięcie, bo moja sprężyna trochę przyrdzewiała i jakoś gorzej się nakręca. Albo może i wcale.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *