Poszukiwania zawodowe albo spacer w podskokach

przez | 6 kwietnia 2021

Kiedy zaczynałam prowadzić bloga, to między innymi myślałam, że pisanie tutaj pomoże mi w odkryciu, co bym chciała robić zawodowo w życiu. Moje poszukiwania w tym temacie trwają od wielu lat i nie przynoszą specjalnych efektów. Choć tak naprawdę, kiedy teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że od wielu lat narzekam na to, że nie wiem, co chcę w życiu robić, co niekoniecznie oznacza poszukiwania. Co więcej, wydaje mi się, że do niedawna próbowałam odnaleźć to tajemnicze coś, ponieważ czułam społeczną presję w temacie, jakieś takie przekonanie, że tak trzeba albo że muszę, co powodowało wewnętrzne miotanie się, poczucie bezradności i niezadowolenia z siebie.

Rzadko kiedy piszę tu o moich poszukiwaniach, a jednak dzieją się one, jakby równolegle, w moim codziennym życiu i w tych wpisach, choć nie w taki oczywisty sposób. Nie są wcale intensywne i nie polegają na czytaniu poradników czy przeglądaniu kierunków dostępnych studiów. Opierają się raczej na poznawaniu siebie i świata i na otwieraniu się na siebie i świat. To trochę tak, jakbym poddała się nurtowi zycia i płynęła w zgodzie z nim, pozwalając sobie doświadczać wszystkiego, co napotkam w sposób świadomy i pełen gotowości. Nie ma w tym nic z bezwolności, czy biernego unoszenia się na wodzie, choć zarazem nie boję się poddać sile nurtu. Trudno może uchwycić delikatną różnicę pomiędzy tymi dwoma stanami, ale są one całkowicie odmienne. W jednym jest spokój i harmonia, które pozwalają mi nurzać się w rzece życia, w drugim strach i bezsilność, które mnie unoszą na wodzie jak kawałek drewna.

Dzięki temu blogowi wiele spraw układa mi się w głowie. Może to być niezauważalne, ponieważ nie zapisuję tu wszystkiego, co przychodzi do mnie każdego dnia. Mam za mało czasu, by pomieścić tu wszystko to, co musi na codzień mieścić mój mózg. A jednak, dzięki temu miejscu, mam pretekst, by zapamiętywać moje myśli, układać je we fragmenty wpisów, nawet jeśli później nie zapiszę ich fizycznie na ekranie. Wszystko to sprawia, że myślę intensywniej i jakoś tak prawdziwiej, jakbym z kimś rozmawiała. Wiadomo, przegadany temat zawsze jakoś lepiej układa się w głowie, pomaga zauważyć rzeczy przeoczone, odkryć drugie dno i połączyć kilka luźnych faktów.

Wieczorami, kiedy wchodzę do tego pisarskiego pokoju, często nie mam siły lub nastroju na rozkminanie wewnętrznego wszechświata. Potrzebuję relaksu, którego dostarczają mi wymyślone historie, opisy pięknych miejsc lub wspomnienia. Piszę o tym, co czuję, co myślę i co się wydarzyło. Rysuję obrazy i nakreślam historie. Snuję się po ścieżkach wyobraźni, humoru i poważnego kawałka mnie. To codzienne pisanie pozwala mi przez chwilę kreować swój własny kawałek rzeczywistości. Pozwala mi pobyć sam na sam ze sobą i zatroszczyć się o potrzebę kontaktu z własną duszą, ciałem i umysłem.

Czuję też satysfakcję. Każdy tekst pokazuje mi coś nowego. Ćwiczy warsztat. Odkrywa nowe pomysły. Przekonuje, że potrafię wytrwać w zamierzeniach, pokonać słabości, ale też odpuścić. Każdy tekst uczy mnie pokory i gotowości na niepewność. Pokazuje mi moje mocne i słabe strony. Pisanie daje mi siłę i poczucie sprawczości. A to jest bardzo fajne.

Myślę, że wiele różnych dróg przyprowadziło mnie w to miejsce, w którym właśnie jestem. W pewien sposób całe życie wędrowałam do tego punktu, który oczywiście, cały czas się przesuwa i ewoluuje. Jednak dużo zmian zadziało się w przeciągu ostatnich 6 lat, kiedy to zostałam mamą, a chwilę wcześniej przegadałam siebie w terapii grupowej i indywidualnej. Przez te kilka lat przewartościowałam prawie wszystko i pozmieniałam naprawdę wiele. Stałam się świadoma siebie, szczęśliwa i bliska, gotowa wreszcie na życie. Wszystkie te procesy nadal się dzieją i toczą, rozkręcają, przystają, a czasem zaliczają regres. Niemniej widzę i czuję ile we mnie zmian i nowości, co jest na tyle przyjemne, że chcę więcej. Dlatego wciąż pracuję nad sobą, uczę się nowych rzeczy, szukam. Szukam między innymi zawodowego pomysłu na siebie. Tak naprawdę robię to po raz pierwszy w życiu, ponieważ tym razem szukam, bo chciałabym robić coś fajnego. Dla siebie. Nie jakichś abstrakcyjnych społecznych dobrych rad, nacisków i presji. Dzięki temu odkrywam, że moja wielokierunkowość i interesowanie się wieloma sprawami to dar, który w sposób wyjątkowy pozwala mi kosztować życia. Odkrywam świat na wielu płaszczyznach, mam przeróżne doświadczenia i potrafię robić wiele, czasem zaskakujących, rzeczy. Obecnie wiem i to, że nie muszę się określać do końca moich dni. Mogę różnych rzeczy próbować, zmieniać, rezygnować. Nie traktuję już rezygnacji jako porażki. Wierzę w siebie bardziej. Mam zaufanie do własnych pomysłów i możliwości. A jakby tego było mało, to na dokładkę, coraz mocniej wierzę, że mogę osiągnąć sukces w czymkolwiek, co tam wreszcie wymyślę. Nieźle się porobiło, co?

Odkąd prowadzę tego bloga, towarzyszy mi myśl o tym, że będę wracać za jakiś czas do pracy i że dobrze by było mieć na to jakiś pomysł. Ta myśl przeplata się z tym, co się dzieje w moim codziennym życiu i z tym, co tutaj wieczorami snuję. Początkowo miałam wiele różnych, luźnych pomysłów, niektóre były bardzo marzeniowe, ale pozwalałam sobie na wszystkie. Od pewnego czasu układa mi się jedna, konkretna ścieżka, która ostatnio zdobyła ciekawe dookreślenie i wydaje mi się bardzo atrakcyjna. Nie powiem, czuję ogromny entuzjazm i ciekawość, a także odrobinę zniecierpliwienia, bo chciałabym realizować już i natychmiast. Pomysł mój jednak, oczywiście, wymaga czasu i codziennego wydreptywania ścieżki krok po kroku. Co z radością czynię. Choć w sumie, mój krok nie przypomina ani trochę dreptania. Raczej spacer w podskokach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *