Sprężyna

przez | 21 marca 2021

Tak jakoś mam, że jak mnie coś zaciekawi, to wchodzę w to na maksa. Nie ma żadnego trochę, albo z dystansem. Jestem cała wciągnięta w daną dziedzinę czy sytuację, zgłębiająca tajniki, rozkminiająca temat, jakbym miała niemal doktoryzować się zaraz z danego zagadnienia albo startować w olimpiadzie po, oczywiście, złoto.

Ma to swoje plusy i minusy, daje pewne możliwości, ale również niesie konkretne konsekwencje. Niewątpliwym plusem jest bardzo przyjemny entuzjazm z jakim podchodzę do tematów nowych i intrygujących. Frunę na skrzydłach radości z poznawania dotychczas nieodkrytego, pikuję w głębiny i odmęty wiedzy, a potem unoszę się rozparta dumą z wyłowionej z gąszczu informacji tej jednej, albo i drugiej, ważnej i świeżo odkrytej. Moja wiedza i umiejętności zyskują nową cegiełkę. Potrafię coś nowego, rozumiem jak działa, mogę więcej. Sprawia mi to frajdę i wciąga mocniej i głębiej. Jak tornado.

Po jakimś czasie mój entuzjazm słabnie. Staje się jakiś przywiędły, a ja czuję się wyeksploatowana. Zmęczona frunięciem potrzebuję przysiąść na jakimś kołku i odpocząć. I zazwyczaj odpoczywam długo. Może być, że na zawsze. Nie wracam więcej do tematu. Zatrzaskuję go w puzderku z ozdobnym napisem na wieczku: „Może w innym życiu”. Chwilę zawisam bezczynnie, a po chwili wpadam w coś nowego. Co mnie absolutnie i totalnie wciąga. Jak, co najmniej, tornado.

Jak tak sobie to piszę, to cały czas coś w moim wnętrzu pokrzykuje, że to nieprawda. I to prawda. Że to nieprawda. Bo zmieniłam się. I jest inaczej. To, co powyżej, to schemat uproszczony i do tego przeterminowany. Zmieniłam się! Znowu. I gdyby nie to pisanie, mogłabym to przeoczyć. A tak, to mi nie umknęło. Mogę się ponapawać radością płynącą ze zmiany.

Zmieniły się dwie rzeczy. Jedna z nich, to samo podejście do tematu, które buntuje się wewnątrz mnie, kiedy tak chcę samą siebie wcisnąć w jakiś algorytm. Że mam tak czy siak, jakby cokolwiek przypisane było mi na stałe. A mam różnie. Wcale niekoniecznie tak samo. I to jest ta druga rzecz.

Prawdą jest to, że jak mnie coś zaciekawi, to wchodzę w to na maksa. I że pierwszy moment zazwyczaj przypomina tornado i siły cyklonu wciągające moje ciało, duszę i umysł w wybrane zagadnienie. A potem, jak już emocje trochę opadną, dzieje się różnie. Czasem coś odwieszę na haczyku, czasem zatrzasnę w puzderku, a czasem… uwaga, uwaga… kontynuuję. Wcale nie zawsze porzucam. Choć tak właśnie dotychczas o sobie myślałam z pewną zresztą nutą oceny i potępienia. A tu proszę, taka niespodzianka.

Wynika to chyba z tego, że żyję obecnie w zgodzie ze sobą. Słucham tego, co chcę dla siebie, nie tego, co chcą inni. Angażuję się w to, co mnie interesuje, co chcę poznać i spróbować. Więc próbuję. Mam w sobie też zgodę na tę formę próbującą, która zakłada rezygnację jako jedną z możliwości w tym procesie poznawczym. To wprowadza luz i większą frajdę z samego działania. A zatem zmniejsza częstotliwość występowania rezygnacji. Więc to się wszystko pozytywnie nakręca. Nie jak tornado, ale jak sprężyna.

Myślę też, że obecnie jakoś lepiej odnajduję się w świecie. Łatwiej rozumiem go, a przez to mniej się boję. Czuję większą pewność siebie w dokonywanych wyborach. Umiem nazwać to, czego chcę. Pozwalam sobie na błędy. To nie oznacza, że wszystko idzie mi gładko i bez potknięć. Ale zarazem nie idzie jak po grudzie. Wkręcam się w różne tematy, próbuję ich, smakuję i przy wielu zostaję. Choć wciąż łapię się za kolejne. Tyle chcę jeszcze! Jestem nienasycona odkrywaniem życia i możliwości, jakie są przede mną. Nie wiem, może powinnam usiąść, wypisać sobie te wszystkie interesujące tematy i ustalić priorytety, jednak jakiś czas temu wyrzuciłam słowo „powinnam” do śmieci, więc nie, dziękuję. Żadnych list i priorytetów! Wolę iść przez to moje życie na czuja, z otwartością na to, co się zadzieje i którędy poprowadzi. Tak jest o wiele ciekawiej.

Zaczęłam dziś o tym wszystkim pisać, bo miał to być krótki wpis, bo coś mnie wkręciło. I chciałam w to szybko zniknąć. Ale w ten blog też jestem wkręcona. I to już od jakiegoś czasu. Miewam momenty zawieszeń i przestojów, ale potrafię je przełamać i kontynuować pisanie. Miewam lepsze i gorsze wpisy. Czasem płynę na fali słów, a czasem się wspinam powoli, krok po kroku, walcząc z wiatrem niechcenia w oczy. Czasem czuję radość i satysfakcję z tego działania, ale przeżywam też momenty zwątpienia. A jednak buduję to miejsce dalej, każdym wpisem dodając cegiełkę do czegoś większego, co jeszcze nie wiem czym będzie. Ale daje mi frajdę.

Wkręcenie nie mija, choć ewoluuje. Zmienia się i rozwija pokazując mi nowe miejsca i pomysły. Pokazując mi nową mnie. Uczę się czegoś i idę dalej. Wchodzę w nowe ścieżki, ale trwam też przy starych. Odkopuję rzeczy dawno porzucone. Odkrywam ich wartość i kontynuuję. Jestem ciekawa, gdzie mnie ta sprężyna działań zaprowadzi i co powiem kiedyś, patrząc na własne życie z porządnego, leciwego dystansu. Mam nadzieję, że choć trochę się nasycę. Tyle, że akurat. W sam raz.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *