Jeśli jakaś potrawa była tej zimy podstawą mojego żywienia, to zdecydowanie była nią kimchi. Jadłam ją na śniadanie, obiad i kolację. Miałam na nią bezustanną chęć, co tłumaczę sobie tym, że zawiera ona coś, czego mój organizm zimową porą mocno pożąda. Jak tylko zrobiło się kilka prawdziwie wiosennych dni z +10 na termometrze, moja ochota na kimchi zjechała w dół.
Odkrycie tego przepisu zaczęło się od poszukiwań konkretnego smaku. Kupowałam czasem w mojej kooperatywie kimchi, które bardzo mi smakowało i chciałam je ciągle jeść. Mniej smakowała mi cena i w ramach oszczędności, postanowiłam robić tę kiszonkę we własnym zakresie. Przyznam, że pierwsze moje kimchi zawiodło moje oczekiwania. Byłam rozczarowana, ale pragnienie tego smaku było silniejsze. Szukałam dalej, pożerając mniej udane twory moich działań, bo mimo wszystko każdego dnia pragnęłam tego smaku. W przeciwieństwie do mojego męża, który za sam zapach wystawiłby najchętniej mnie i kimchi za drzwi.
Zrobiłam kilka przepisów, ale żaden nie przypominał poszukiwanego przeze mnie ideału. W końcu odkryłam ten przepis, który bardzo podpasował moim kubkom smakowym. Oczywiście musiałam go przerobić, by był taki totalnie mój. Najśmieszniejsze jest to, że jest on totalnie inny od poszukiwanego pierwotnie, ale teraz tylko on mi smakuje i nie ma kupnego kimchi, które by się do niego umywało. Łącznie z tym, które zapoczątkowało całą historię.
Z uwag praktycznych dla tych, którzy postanowią pokimczować: najważniejsze jest bardzo porządne opłukanie kapusty. Obecnie płuczę ją około 8 razy, a jeśli potrzeba, to więcej. Za każdym razem próbuję i jeśli kapusta wydaje mi się wciąż za słona, płuczę ją ponownie. Musi smakować.
Składniki (na mniej więcej litrowy słoik):
1 średnia kapusta pekińska lub 2 małe
4 płaskie łyżki dobrej soli niejodowanej
0,5 szklanki wody
0,5 łyżki mąki ryżowej (najlepiej kleistej)
0,5 marchewki
0,5 cebuli
0,5 główki czosnku
2 cm. imbiru
0,5 szklanki papryki gochugaru
0,25 szklanki sosu sojowego (jeśli ktoś woli może być też rybny)
Wykonanie:
- Kapustę umyć, usunąć wierzchnie liście i przekroić wzdłuż na cztery części. Z każdej ćwiartki usunąć głąb i pokroić ją na około 2,5 centymetrowe kawałki. Wsypać połowę do dużej miski i zasypać 2 łyżkami soli. Wymieszać. Wsypać resztę kapusty i resztę soli. Porządnie wymieszać i zostawić tak na noc w temperaturze pokojowej.
- Do garnuszka wlać wodę i wsypać mokę ryżową. Wymieszać i zagotować co jakiś czas mieszając. Zostawić do wystygnięcia.
- Opłukać porządnie kapustę. Płukać tyle razy, aż będzie słona w stopniu dla próbującego odpowiednim i zjadliwym. U mnie to czasem 8 płukań lub więcej.
- Obrać marchewkę, pokroić w słupki i dorzucić do opłukanej kapusty.
- Cebulę, czosnek i imbir obrać i pokroić w dość grube kawałki. Wrzucić do kleiku ryżowego i zblendować ( u mnie brak cierpliwości i hiper blendera, by masa była idealna, ale właściwie to tak wolę).
- Dosypać paprykę i wlać sos sojowy. Wymieszać powstałą pastę.
- Pastę przelać do miski z kapustą i marchewką i wsmarować ją w warzywa. Robię to w rękawiczkach.
- Gotowe kimchi przełożyć do słoika i przez 3 dni trzymać z uchylonym wieczkiem w temperaturze pokojowej. Potem zamknąć i trzymać w lodówce. Podobno najlepsze jest pondwóch tygodniach. Nigdy nie dotrwałam. Zjadam już następnego dnia po zrobieniu.
Smacznego zapachowego!