Wrota wyobraźni

przez | 10 marca 2021

Są takie wieczory, kiedy mam ochotę polatać. Nie chce mi się pisać o sobie, o tym co myślę i czuję, tylko po prostu wejść w któryś z wyobrażonych światów. To jest naprawdę niesamowite. Moje pisanie tu, na blogu potrafi mnie przenieść gdzie indziej. Mogę zdjąć z siebie ciało jak skorupkę i przez ekran, jak przez magiczne drzwi, dostać się tam, gdzie wymyślę. To jest prawdziwa moc. Odkąd ją niemal codziennie ćwiczę, widzę, że wyobraźnia daje niesamowite możliwości. Otwiera bramy lata zimą, tworzy sekretne i wyciszające kryjówki, pozwala mi wędrować po światach, za którymi tęsknię i takimi, które tworzę. Wyobraźnia daje mi wolność i własny świat, umeblowany w taki sposób, w jaki zechcę w danym momencie.

Lubię wyobrazić sobie jakąś przestrzeń i budować ją opisem, doszczegóławiać. Odkrywać jej kształty, ozdoby, zapachy i dźwięki. Kiedy tak o tym piszę, widzę to, co opisuję wyraźniej, jak w 3, a nawet 5D. Z każdym nowym szczegółem przenoszę się w to miejsce coraz bardziej. Jeśli patrzę pod stopy i dostrzegam trawę, czuję jej miękkość i zapach łąki. Jeśli dostrzegę żwir, czuję bolesne kłucie, pył, który osiada na ubraniu i zapach suchego powietrza. Słyszę wiatr, który ślizga się po pustej przestrzeni spalonych słońcem traw. Albo nie. To dróżka z otoczaków, przyjemnych dla gołej stopy. Chłodnych, bo prowadzą mnie wzdłuż kwitnących, owocowych drzew do przyjemnego domu z werandą. Na tej werandzie czeka na mnie książka i lemoniada. Słyszę szelest kartek przerzucanych przez wiatr, bzyczenie osy kołującej nad dzbankiem z zimnym napojem… stop! Osę usuwam, ale bzyczenie wciąż słyszę. To trzmiel jak helikopter kołuje nad kwiatami, obniża lot , nurkuje, by za chwilę wzlecieć trochę wyżej. W końcu odlatuje. Siadam na werandzie i wpatruję się w zieleń trawy i drzew z tyłu domku. Dobrze mi tu. Ale mogę zrobić wszystko inaczej. Wyłączyć słońce i na stole postawić herbatę. Kawałek dalej, gdzie kamienny krąg, rozpalić wielkie ognisko. Patrzeć w snopy iskier, parzyć dłonie o żarzące się polana podsuwane do środka. Czuć potęgę ognia i respekt przed jego dzikością. Chłonąć gorące pocałunki ognia jak szczypanie kraba w policzki. Jestem sama, ale w każdej chwili mogę zaludnić ten obraz innymi. Możemy być we dwoje albo więcej, Ile tylko mi do głowy przyjdzie. Widzę przy mnie koleżankę, opowiada coś ciekawego, chociaż nie, milczy. Po prostu dobrze nam razem. Pijemy herbatę i patrzymy w ogień. Słyszymy strzelanie drewna i odgłosy nocnego lasu. Pachnie tą cudną wieczorną wilgocią ziemi i trawy. Owadami. Ogniskiem.

Mogłabym tak więcej i dłużej. Kreowanie i dotykanie własnych światów jest przyjemne. Pozwala mi na doświadczanie tego, za czym tęsknię lub na co mam ochotę. Powrót do sypialni przynosi zawsze lekkie ukłucie rozczarowania i goryczy. Po chwili jest okej. Czuję się odnaleziona we własnym życiu, które mimo braku lata i domku z werandą, jest bardzo moje i dobre. Nieprzyjemne są jedynie momenty przejścia z jednego świata w drugi. Może wena nie spływa na człowieka, tylko w wenę się wchodzi? Przez wrota wyobraźni, którą jak mięsień, można wyćwiczyć na siłowni myśli? Są dni, kiedy muszę wziąć długi rozbieg, by wskoczyć w odpowiedni rytm pisania. Czasem udaje mi się bez rozbiegu i rozgrzewki. Wpadam w dziurę wyobraźni jakby od niechcenia. Wypadam gdzieś po drugiej stronie świata. Być może to Australia. A może sonda kosmiczna o wdzięcznej nazwie Pulpa. Albo jeszcze gdzie indziej.

Tymczasem pora się zrobiła taka, że jeszcze inne krainy nawołują mnie do podróży. W nich nie kontroluję niczego i nikogo. Poddaję się im bez sporów, jak szmaciana lalka. Pozwalam na wszystko, co możliwe i całkiem nie. Rozmywam się. Rano wracam z powrotem. W życie. To taka chwila pomiędzy. Kładka z mocnych i dobrze wykonanych desek prowadząca z brzegu wyobraźni w sen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *