Rozejrzałam się. Byłam już całkiem blisko ruin tęczy. Znów byłam w cieniu. Spojrzałam do góry, w niebo, mając nadzieję, że zobaczę słońce. A zobaczyłam Potwora. Zmroziło mnie. Podniosłam się i uciekłam za skały, które stały w pobliżu. Udało mi się to dzięki temu, że Potwór skupiony był na czymś innym, czego nie widziałam.
Patrzyłam zza skał na Potwora. Był taki okropny! Poruszał się powoli i niósł w sobie tak wiele zła, że aż mnie to przytłoczyło. Wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że razem ze mną porwało Sztruksa, który leży nieprzytomny i właśnie do niego podąża Potwór.
– O nie – jęknęłam i pobiegłam na ratunek Sztruksowi.
Właśnie wtedy się obudziłam. To był najgorszy poranek w moim życiu. Mama gładziła mnie po ramieniu i mówiła, że muszę wstać i że mamy umówioną wizytę u lekarza. A ja myślałam tylko o Sztruksie, który leżał tam, w Świecie Obok i który pewnie umierał. Byłam zrozpaczona. Ale nie mogłam opowiedzieć o tym mamie, bo przecież nigdy w życiu nie uwierzyłaby w moją historię.
Spróbowałam zamknąć oczy i powrócić do Świata Literatury. Nie udało mi się. Mocno zaciskałam oczy i myślałam: Świat Obok, Sztruks, O!, jestem tam, jestem tam, jestem….
– Tu jesteś – powiedziała mama. – Szukałam cię w łazience, a ty nadal pod kołdrą. Wyskakuj szybko z łóżka, mamy mało czasu.
Cóż miałam zrobić. Pobiegłam do łazienki, umyłam się i ubrałam. Mama wysuszyła mi włosy suszarką i uczesała. Nie jadłam nic, ponieważ miałam najpierw mieć pobieranie krwi i musiałam być na czczo. Strasznie śmieszne słowo – czczo. Uwielbiam je! Czasem mam ochotę spytać mijających mnie ludzi na ulicy: czy Pani jest na czczo? A Pan? I wyobrażam sobie odpowiedzi: „Nie, ja jestem na ulicy”, „Jakie czczo, czy ty się jąkasz?”, „Na czczo? Nigdy w życiu, dziewczynko! Jestem pełnoletnia!”. I inne takie.
Tego poranka, wyjątkowo, nie wyobrażałam sobie sytuacji ulicznych o „czczo”. Wciąż myślałam o Sztruksie i martwiłam się o niego. W końcu był moim kotem i zdążyłam się z nim zaprzyjaźnić. A O!?
Kiedy wyszłyśmy z mamą z klatki otuliłam się mocniej szalikiem. Była już wiosna, ale wciąż było bardzo zimno. Wiatr był zimny. I powietrze też. Mama powiedziała, że jest przenikliwie. To było nowe słowo, ale zrozumiałam je bez tłumaczenia. Był kwiecień, ale zimno przenikało przez sweter i kurtkę i docierało wszędzie. Wydawało mi się, że marzną mi kości! Tylko pąki na drzewach przypominały o tym, że wiosna naprawdę nadeszła.
Myślałam o tym wszystkim, kiedy zobaczyłam na ziemi uciętą gałązkę. Oczywiście ją podniosłam, ponieważ strasznie było mi przykro, że ktoś uciął ją z drzewa, a potem zgubił. Przez chwilę ją niosłam. Potem pomyślałam o wszystkich komplikacjach w przychodni wynikających z posiadania przeze mnie tej gałązki. Nie mogłabym jej zostawić w szatni ani wnieść do gabinetu lekarskiego. Położyłam ją na murku i uznałam, że jeśli ma być moją gałązką, to znajdę ją w drodze powrotnej.
Nie lubię okropnie pobierania krwi, ale tego dnia zniosłam je bez dodatkowych wyczynów takich jak płacz, próby ucieczki lub gryzienie pielęgniarki. Cały czas myślałam co zrobić, by jak najszybciej wrócić do Świata Obok i pomóc Sztruksowi. Lekarz mnie osłuchał i uznał, że nie mam zapalenia oskrzeli. Przepisał witaminę C i inne lekarstwa. Mogłyśmy wracać do domu.
W drodze powrotnej cały czas się zastanawiałam, czy gałązka na mnie czeka. Czekała! Wzięłam ją i pomyślałam, że jest zwiastunem wiosny. I ma w sobie bardzo dużo dobrej siły. Wróciłam z nią do domu, przycięłam i wstawiłam do wody. A potem znów myślami powróciłam do Sztruksa i Świata Obok.
Siedziałam w swoim pokoju, u mamy była sąsiadka. Słyszałam, jak rozmawiają o książkach. Wzięłam kartkę papieru i pędzel i spróbowałam namalować krajobraz Świata Obok, który poznałam. Zaczęłam od ruin tęczy, potem namalowałam pustą i szarą przestrzeń, a w końcu Potwora. Cały rysunek był okropny. Szary i ponury. Spojrzałam na gałązkę i zobaczyłam, że jedna z jej końcówek powoli wypuszcza zielone listki z siebie. To było piękne i bardzo wiosenne. Otworzyłam okno, by wpuścić do pokoju wiatr, ponieważ zachciało mi się powietrza po tym paskudnym krajobrazie na rysunku. Razem z wiatrem do mojego pokoju wpadł O!.
– Nie mogłem się doczekać, kiedy otworzysz okno – powiedział podnosząc się z podłogi i otrzepując kolana. – Nie znoszę wietrznego przemieszczania.
– Czyli przybyłeś tu z wiatrem? To niesamowite! – wykrzyknęłam, ale zaraz stropiłam się i spytałam: – Wiesz może, co stało się ze Sztruksem? Bardzo się o niego martwię.
– Wiem, ale wolałbym ci powiedzieć o tym w bezpiecznym miejscu.
– Ale tu jest bezpiecznie, to mój dom – odpowiedziałam słysząc dalszą rozmowę mamy z sąsiadką, tym razem na tematy kulinarne.
– Jesteś obserwowana Dodo, może nie zdajesz sobie z tego sprawy. Dlatego pewne rzeczy wolałbym ci powiedzieć tam, gdzie wiem, że mogę. Rozumiesz?
Skinęłam głową.
– Więc chwyć moją dłoń, okay?
Miałam wrażenie, że mogę zniknąć na dłużej. Dlatego najpierw uściskałam Dużego Niedźwiedzia i inne maskotki. Potem napisałam kartkę do rodziców: Kocham Was i wrócę szybko. Na samym końcu chwyciłam gałązkę i rękę O!. A potem wszystko stało się wiatrem.