Dodo i Świat Obok; rozdział I

przez | 14 lutego 2021

W ramach pracy nad osiągnięciem sukcesu, piszę bajkę dla dzieci na konkurs Biedronki. Potrzebuję trochę czasu na to pisanie, ale nie chcę tak całkiem stąd zniknąć. Wymyśliłam, że w te wieczory, kiedy zapragnę oddać się pracy nad nowym tekstem, będę wrzucać tu rozdziały bajki pisanej 6 lat temu, na ten sam konkurs. Wtedy nie miałam jeszcze dzieci i być może teraz pewne rzeczy napisałabym inaczej, ale może to właśnie dodaje jej uroku. Wtedy w ogóle byłam inna, choć zarazem taka sama i bajka jest w pewien sposób tego wyrazem. Wrzucam ją taką, jaka powstała. Dziś pierwszy rozdział, ale obiecuję następne. Może też kiedyś napiszę o tym coś więcej, ale to, że napisałam właśnie bajkę dla dzieci było początkiem, albo raczej jednym z początków mojej drogi do moich dzieci. Ale to już historia nie na dziś. Dziś trzymajcie kciuki za pisanie i miejcie dobre sny.

Nigdy nie sądziłam, że świat jest taki duży. Oczywiście wiedziałam, że jest droga do szkoły, która prowadzi do szarego budynku, w którym spędzam 5 dni w tygodniu, w której jest dyrektor, nasza pani i moja klasa. Znałam także drogę do sklepu, gdzie w każdą sobotę robiłyśmy z mamą zakupy, a miła ekspedientka (jeśli tylko była) dawała mi cukierka za darmo. Umiałam nawet połączyć drogę do szkoły z drogą do sklepu i domu, ponieważ któregoś dnia narysowałam je sobie. Wyobraziłam sobie, że jestem kartografem i tworzę mapy niepoznanych lądów. Mój rysunek wyglądał tak:

Może nie wyszedł doskonale, jednak przedstawiał świat. No właśnie – okazało się, że kawałek świata. Kiedy go rysowałam, wydawało mi się, że niewiele jest poza tym rysunkiem. Droga mamy do pracy i park. Droga do Zuzi i Klaudii. A poza tym?

Oczywiście wiedziałam, że są tramwaje i autobusy, które przewożą ludzi w różne strony i do różnych miejsc. Sama jeździłam czasem nimi do dziadków, na cmentarz i do kina. Ale to były niezależne wyprawy. Po prostu były to miejsca, do których się jedzie, a świat, no właśnie… świat składał się z mojego podwórka i trasy do szkoły i sklepu. To był MÓJ świat. I wcale nie wydawał mi się mały.

Powinnam się przedstawić. Mam na imię Dorota, ale wszyscy mówią do mnie Dodo. Mieszkam w Warszawie, na ulicy Dzielnej i mam mamę i tatę. Niestety nie mam kota ani brata, choć bardzo bym chciała mieć. Mój tato ma na imię Jerzy i strzyże się na jeżyka. Zawsze mnie to śmieszy. Ma długie nogi i długie ręce, i w ogóle jest bardzo wysoki. Lubię, kiedy bierze mnie „na barana”, mogę wtedy wszystko dokładnie widzieć. Żadne nogi, torby i  samochody nie przysłaniają mi tego, co oglądam. Mama ma na imię Ola i ślicznie się uśmiecha. Jest malutka i okrągła, tata zwraca się do niej „Kajzerka”. To też mnie zawsze śmieszy, ale i mamę też.

Czasem się kłócimy. Zwykle dlatego, że ja bym bardzo czegoś chciała, a rodzice nie. Myślę, że strasznie nudno być rodzicem. Ciągle trzeba mówić, że coś jest drogie albo niezdrowe, albo że pora już spać. Ciekawe, kto wyznacza te pory. I ceny. I wszystkie inne zasady. Jak będę dorosła nigdy nie pójdę spać o jakiejś porze. I nigdy nie będę martwiła się cenami. Jeśli zechcę zjeść słoik „Nutelli” to po prostu go kupię i zjem. A potem do rana będę oglądała „Harrego Pottera” i piła colę za colą. No tak, i będę też miała kota i brata.

Mama mówi, że nie mogę mieć brata. Tłumaczy, że miałam go mieć, ale były jakieś trudności i się nie urodził. Myślę, że to jedna z zasad rodziców, której nie rozumiem. Przecież chcę mieć brata, czy to nie wystarcza? I dokładnie to samo z kotem. Tato ma algierię, czy jakoś tak. A, alergię, czyli jest uczulony na sierść kota. Kicha i się dusi, kiedy jakiś kot jest obok. Wszystko to wyszło dziś przy kolacji i teraz siedzę w pokoju i maluję kota z mnóstwem sierści. Jestem strasznie zła. Na cały świat. Niezależnie od jego wielkości.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *