Dziś miałam intensywny, choć domowo- rodzinny dzień. Było całkiem w porzo. Bez fajerwerków w żadną stronę. Nie wybuchałam zachwytem, ale i złość nie zaiskrzyła we mnie. Taka stabilność nastroju oscylująca pomiędzy spokojem, zadowoleniem, lekkim niepokojem, czasem odrobiną strachu, irytacji lub smutku jest bezpieczna i przyjemna.
Byłam z synem na basenie. Pływanie w wodzie wprowadza pewną harmonię i powtarzalność. Rytm i kołysanie. Lubię wodę. Przyjemnie jest również widzieć ludzi bez maseczek. Pływałam sobie i myślałam o tym, że moje oczy potrzebują rejestrować ludzką różnorodność. Te wszystkie nosy, usta, miny. Całe twarze z ich wyrazem. To część kodu, który porządkuje mój świat, ustawia go na miejscu, a którego ostatnio jestem pozbawiona. Jakbym czytała tekst w naszym języku, ale bez polskich liter.
Wieczorem wybrałam się ze starszym synem na zakupy. Fajnie jest chodzić z dziećmi, bo one zwracają uwagę na różne sprawy, których ja nie dostrzegam. Dziś dzięki synowi zobaczyłam ciemne, nocne niebo z białymi chmurami. Płynęły po niebie dość majestatycznie odbijając od siebie światło miasta. Wyglądało to tak, jakby tam na górze ktoś pozazdrościł nam śniegu i zorganizował obłoczne czapy. Poprzesuwane łopatą do odchmurzania, tworzyły labirynt ulic i ścieżek dla tych, co tam, w niebie spacerują.
Miał być krótki tekst, bo chciałam popisać takie coś innego, co trochę stoi i czeka, a mogłoby ruszać do przodu, bo wiążę z tym pewne nadzieje. Już chciałam napisać, że płonne, ale nie napiszę. Trochę wiary dziewczyno!
Łapię się ostatnio na takim skromno-małowsiebiewierzącym myśleniu i staram się temat wyplenić. To jakieś automaty i przyzwyczajenia, które nie pomagają. Dobrze znać siebie w mocnych i słabych stronach, oceniać realnie, no ale też nie podcinać sobie tak od razu skrzydeł. Nogi nie podstawiać. Dużo we mnie tli się gdzieś w tyle głowy takich myśli, że ja zawsze albo mi nigdy. Takiej niewiary, że może być inaczej. Zabobonów typu, że jeśli mi coś się uda, to zaraz coś musi gruchnąć. Nic nie musi. Może być różnie. Na przykład co dzień pięknie. I ze spełnianiem marzeń też.
Nawet jak to teraz piszę, to trochę powątpiewam. Pojawia mi się w środku taka nuta ostrożności. Zabezpieczenia, że jeśli będzie inaczej niż bym chciała, to mogę uczciwie powiedzieć, że brałam to pod uwagę. I będzie mniej boleć. I wstyd będzie mniejszy. A czemu ja mam się wstydzić, że mi coś z zamierzeń nie wyszło? No i w sumie przed kim? Co za pokrętne są te moje myślowe ścieżki. Nie pierwszy raz kończą swój bieg w punkcie o nazwie Perfekcjonizm. Widzę wyraźnie, że to on mnie hamuje. Każe się zabezpieczać, obłożyć zastrzeżeniami, by przypadkiem jakaś ryska go nie dosięgła.
Teraz, skoro już wiem, co mnie zatrzymuje w entuzjastycznym okrzyku Do boju! mogę coś z tym zrobić. Choć jeszcze nie wiem co. Trochę przyjąć, że tak mam. Taką ryskę tego, który nie chce rysek. Mogę z tym od rysek też pogadać. Jak go trochę podrapię za uchem, to może trochę przyśnie. Pozwoli na więcej wiary. Na ryzykancki skok w uwierzenie, że osiągnę sukces. Bez tych wszystkich „być może”, „spróbuję”, „jeśli mi się uda”. Nie. Po prostu: zrobię to. Rany, ale to jest trudne. Ale daje się napisać. Słuchajcie: osiągnę sukces. Literacki. Będę pracować i pisać. Ćwiczyć. Męczyć umysł i klawiaturę. Próbować i nie poddawać się. Nie zrażać niepowodzeniem. Po prostu dążyć do celu.
Uffff… no daję słowo dużo mnie kosztuje powstrzymywanie się od doprecyzowywania, uszczegółowiania i ogólnego dotłumaczenia, co mam na myśli i jak, i jeśli. Ale powstrzymam się. I choć gdzieś tam we mnie odzywa się jeszcze poczucie przyzwoitości, jakaś taka wrodzona prawdomówność i popiskuje, że ja tu takie niemal przysięgi składam, a co będzie, jeśli… No na szczęście nic nie będzie.
Zobaczcie ile ja uwagi poświęcam temu, że co będzie, gdy nie wyjdzie. A co, jeśli wyjdzie?
No tak się boję o tym myśleć, że aż nie wiem, co począć z tym wyobrażeniem. A ono przecież jest piękne.
Mój syn z ogromną pewnością siebie mówi, że zostanie strażakiem. I ja mu tej pewności właśnie zaczęłam zazdrościć. Ale może nauczę się jej z powrotem? W końcu radości z drobnych rzeczy i wdzięczności nawet za trudniejsze sprawy nauczyłam się całkiem niedawno. To i to się da. Rozpoczynam naukę. Choć teraz to idę spać.