Historie

przez | 12 lutego 2021

Niektóre teksty przychodzą do mnie same. Wpadają do głowy, przysiadają na dłoniach, skąd ześlizgują się po palcu na litery klawiatury i nabierają kształtu słowa. Osiadają na ekranie jak drobinki piasku lub płatki śniegu. Czasem spadają jak garść kamieni rzuconych na ziemię. Rozsypują się akapitami, zagłębiają mocno w dokument, zostawiają ślady. Niełatwo je wydłubać i odrzucić. Nawet jeśli się uda, zostaje po nich odcisk jak stempel myśli w zapisie metadanych.

Są dni, w które przychodzi do mnie wiele trudnych historii. Obsiadają mnie jak wrony i kraczą. Zaskrzeczają mnie swoim bólem i smutkiem, trajkoczą. Kiedy je przeganiam, wracają.

W tych historiach można spotkać ludzi. Zwykłych bohaterów codziennych opowieści, którzy snują się po librettach własnego życia jak cienie i upiory. Czasem nasze teksty się krzyżują i przez chwilę spotykamy się na rogu zdań po przecinku. Podajemy sobie dłonie jak wysuszone liście i wklejamy do albumu pamięci. Przez chwilę przyglądam się ich życiu jakbym zaglądała przez okno. Widzę tyle, na ile odsuną firanki, zasłony i żaluzje własnych spraw, kotary wstydu i rolety savoir-vivre’u. Dużo zależy od oświetlenia lampą rozmowy i kinkietem zaufania. Od bliskości okna i wysokości drabiny, na której stoję. W niektórych oknach mogę przyjrzeć się jedynie odbiciu własnej twarzy w tafli szyby. W innych siadam na parapecie wystawiając twarz do słońca albo księżyca, dostaję szklankę herbaty i słucham przez chwilę rozdziału o teraźniejszości dnia, w którym ból i smutek smakują kwaśno i gorzko, a noc nie przynosi ulgi. Kiedy indziej zatrzymuję się przy fragmentach szczęśliwych, które mają w sobie coś z bamboszy lub szalika zakładanych na chwilę dla ogrzania zmarzniętych stóp i szyi. Albo dla przytulności.

Są noce, w których ciężko utrzymać powieki nad oczami, choć serce chciałoby jeszcze snuć. Zrzucić z siebie ciężar stali tych historii utytłanych w rozpaczy jak w lepkiej smole. Zmęczenie jednak oplata umysł ciasno i nakazuje odwrót z placu skupionej myśli. Koncentracja ląduje w piachu jak wyrzucony kawał betonu, a nieopowiedziane historie zastygają w duszy jak spiżowe pomniki smutku.

W takie wieczory pozostaje wtulić nos w zapach dziecięcego ciałka, a serce karmić nadzieją zawieszoną na sznurku. Na więcej dobrych historii. Tych wyśpiewywanych przez kosy i wywieszonych na sznurze do bielizny pomiędzy balkonami ludzkiego życia. Jak tajna skrzynka na listy z dzieciństwa, która łączyła mnie z sąsiadką tworząc nić wspólnoty i potrzeby dzielenia się kawałkiem świata jak kanapką. Na pół.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *