Tu i teraz

przez | 3 lutego 2021

Dni płyną powoli i do przodu. Ostatnio przesuwają się dość rytmicznie, z jednostajnym stukotem kół o szyny. Tada dam, tada dam, tada dam… Oczywiście dzieci wprowadzają sporo przestojów i przyspieszeń w tę jednostajność, ale ostatnio nie jest to tak fajerwerkowo- wybuchowe jak bywało.

Postanowiłam uszyć młodszemu synowi książeczkę z filcu i z ogromną radością wróciłam do szycia. Jak to ze mną bywa, w nową aktywność wchodzę z całą energią i najchętniej szyłabym i szyła. Niestety, mogę to robić jedynie w trakcie drzemek malucha, a one bywają takie krótkie! Przyznaję, to trochę frustrujące. Choć z drugiej strony dzięki temu więcej we mnie ekscytacji, oczekiwania i radości. A to w sumie przyjemne.

Tyle we mnie planów, pomysłów! A tak mało czasu. Póki co, oczywiście. Przynajmniej tak mówią ci, którzy mają te rodzicielskie początki za sobą. Podobno, w niedalekiej przyszłości, gdzieś, zaraz za horyzontem, czeka na mnie czas, którego obecnie nie mam. Ale wiecie, uwierzę, jak zobaczę. Jak już sobie z nim rękę podam. Albo choć „dzień dobry” zakrzyknę. Niechby z daleka.

Tak generalnie, to nie narzekam. Dobrze mi w domu. Lubię ten czas, który mam odkąd byłam w pierwszej ciąży. Chwilę wcześniej nie uwierzyłabym, że mogę mieć dzieci. Że chcę mieć dzieci. Nie uwierzyłabym i w to, że mogę nie pracować. O matko, matko, że mogę siedzieć w domu z dziećmi! No daję słowo, jakieś 6 lat temu, wyśmiałabym samą siebie, gdybym opowiedziała sobie, że za 6 lat moje życie będzie wyglądało właśnie tak, jak wygląda obecnie. A to ci heca.

Teraz w zasadzie mam odwrotnie. O ile wcześniej nie wyobrażałam sobie, że mogę nie pracować, o tyle teraz odsuwam od siebie temat powrotu do pracy jak tylko się da. Choć on i tak powraca jak bumerang. Bo jakby nie było, za 1,5 roku będę musiała powrócić na łono rynku pracy i wcale nie wiem, jak mnie to łono przyjmie. Ani w którą stronę chciałabym skierować swoje kroki. I jaki będę miała wybór?

Nie, żebym z tego powodu nie mogła spać po nocach. Tyle się może zmienić przez 1,5 roku. Jednak trochę o tym myślę, próbuję dookreślić swoje marzenia i predyspozycje, bo wiem, że to dobry na to moment. Taka przerwa, ten tego, w życiorysie. Na dzieci, oczywiście.

W tych „dzieciach” mieści się więcej niż same dzieci. To ciągły rozwój, odkrywanie swoich granic, poznawanie swoich możliwości, w ogóle poznawanie siebie. Lubię być mamą. Czuję się w tej roli dobrze i pewnie, choć oczywiście miewam sto tysięcy zwątpień na minutę. A jednak odkąd jestem mamą, czuję się silniejsza i bardziej ufam we własne wybory i decyzje. Bardziej przyzwalam sobie na błędy. Mniej boję się bać. Jestem bardziej świadoma własnych uczuć i potrzeb. Nareszcie żyję.

Tak sobie myślę, że jak już ten czas zza horyzontu nadejdzie, to pewnie zniknie co innego. Bo wszystko dzieje się w pewnym porządku. Moje dzieci będą dorastały, usamodzielniały się, odklejały ode mnie. Znikną te słodkie minki, przytulasy i wtulanki, pocieszne tańce i wałeczki na udach. Pojawi się pewnie coś nowego, nie będę musiała wchodzić na drabinę, bo chłopaki mi coś podadzą, sypnie się im wąs i zaproszą na obiad swoją nową miłość. Czeka mnie jeszcze wiele wrażeń.

Tak naprawdę każdy moment jest piękny. Każdy jest wyjątkowy i doskonały taki, jaki jest. Jest w nim wszystko, co potrzebne i sztuką jest to dostrzec. Nie zawsze potrafię. Często wybiegam gdzieś, w przód lub w tył, zamiast zatrzymać się tu, gdzie właśnie jestem, z tym, z czym właśnie jestem. Choć czasem mi się udaje. I wtedy, przez tę chwilę, czuję jak przepływa przeze mnie esencja życia. Jak chłonę ten moment z jego dobrymi i złymi stronami. Łatwościami i trudami. Blaskami i szarzyznami. Mam w sobie wtedy zgodę na to, jak jest. I całe mnóstwo wdzięczności.

Dziś rano miałam taki moment. Patrzyłam na niczym nieskrępowany, totalnie radosny taniec młodszego synka i przytulałam starszego. Było mi po prostu dobrze. Czułam, że jest tak, jak powinno być. Najpiękniej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *