Rzetelne zmęczenie

przez | 26 stycznia 2021

Intensywne wieczory z moimi dziećmi mają to do siebie, że kiedy w końcu zapada cisza i ciemność, mnie dopada zaćmienie myślowe i senność totalna. Chwilę temu jeszcze, kiedy to jeden syn skakał po rozłożonej kanapie, a także z kanapy na podłogę i z kanapy na fotel przyśpiewując przy tym tylko jemu znanymi słowami do mikrofonu z patyka, a drugi syn konstruował domek dla dinozaura z klocków co i rusz wzywając mnie na pomoc w poszukiwaniu konkretnych elementów niezbędnych do dalszej budowy, a porozrzucanych w różnych pudłach, pudełkach i pudełeczkach, więc chwilę temu byłam pełna wigoru, pobudzona, przytomna i gotowa do działania. Myślałam sobie, że jak tylko zaraz chłopaki zasną, bo przecież w końcu zasną, choć nic na to nie wskazuje w tym momencie, to popiszę sobie na blogu, może coś poczytam jeszcze albo nawet obejrzę. Plany miałam takie, jakby godziny wieczorne miały w sobie trochę elastanu w składzie i dawały się rozciągać gwarantując zarazem powrót do pierwotnej formy czyli długości wieczoru. No i sił jakbym miała tyle co Horpyna co najmniej i one ze mnie by nic a nic nie ulatywały.

No i stało się. Dzieci posnęły, oczywiście nie tak od razu i bez pewnych usypiających zabiegów, starań i ultimatów, a ja mam teraz ten czas, w którym planowałam rozkwitać niczym wieczorny kwiat działań i realizacji cały dzień odkładanych czynności ubogacających moje wnętrze. Tymczasem w chwili zapadłej znienacka ciszy i ciemności, coś jakby się we mnie przestawiało, jakieś pokrętełko i strzałka mocy zdecydowanie zjeżdża z pełnych obrotów w kolorze czerwonym na odcienie niebieskiego, jakże bliskie zeru. Mówiąc wprost- czuję się jak wyżęty ręczniczek do twarzy i absolutnie nie mam na nic sił. Stukam tu, w tę klawiaturę, bo kurcze kurcze, coś trochę muszę swojego zrobić, ale daję słowo, najbardziej to mi się chce spać. Nagle dociera do mnie intensywność tego dnia i wieczoru w całej jego rozciągłej złożoności, z wykonywaniem dwóch rzeczy naraz, a czasem nawet pięciu, bo podaj, ugotuj, złap, zgódź się albo i nie, zmień, nastaw, przynieś, umyj, wytrzyj, przytul, pocałuj, złap, daj cynia, puść, wyłącz i poszukaj. I ja to wszystko, ten tego, jakoś zmieściłam w tym wieczorze. Choć całkiem nie wiem jak.

Wiem natomiast, jak bardzo wygodne jest moje łóżko. Jak miękka poduszka. I przytulna cisza, która otula mnie niczym puchate zwierzątko. Wtulam twarz w jej futerko i przymykam oczy. Ale to miłe. Chyba już tak zostanę. Po prostu utulona nocą przez ciemność, ciszę i rzetelne zmęczenie. To które kiedyś będę wspominać z tęsknotą i rozrzewnieniem. Jako czas, kiedy moje dzieci były małe.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *