Czas

przez | 31 grudnia 2020

Dzielimy czas na różne kawałki. Dłuższe fragmenty kwartałów i miesięcy i krótkie urywki minut. Układamy z nich obrazy naszego życia. Mozaikę dni, tygodni i godzin wypełnionych życiem lub trwaniem. Czasem ucieczką. A kiedy indziej przeczekaniem.

Niektóre kawałki czasu rozciągamy jak gumę. Chcemy, by działy się dłużej i wolniej. Inne najchętniej byśmy skasowali, więc ściskamy je w harmonijkę licząc, że zajmą w naszej pamięci jak najmniej miejsca. Zazwyczaj wszystko dzieje się odwrotnie. Przyjemne chwile przemijają w naszym odczuciu za szybko. Trudne wloką się niemiłosiernie. Ślimaczą.

Jedno jest stałe, czas upływa. Biegnie jak maratończyk, w równym rytmie, do przodu. Nie zatrzymuje się, nie przystaje. Choć czasem się potyka, ale zaraz łapie równowagę, prostuje plecy i przebiera nogami. Nieubłaganie. Niezmiennie.

W tym czasie dzieją się nasze życia, które też są fragmentami całości. Krótkimi i dłuższymi elemantami zapisanymi na linii dni, miesięcy i lat. Rodzimy się, dorastamy, rodzimy nasze dzieci, starzejemy się, umieramy. Nasze życia mają swój rytm, który odkryć mogą dopiero nasze dzieci i wnuki, choć zazwyczaj mają wtedy inne sprawy na głowie.

Czas jest wpisany w kosmiczno-fizyczny wymiar Ziemi. W jej wirowanie wokół własnej osi i słońca. Jeden z obrotów dokonuje się codziennie, drugi raz do roku. Raz na 365 dni. I jeszcze kilka godzin. Dziś właśnie kończy się jeden obrót i zaczyna następny. Kosmiczna linia startu przeistacza się w metę. I z powrotem w start. Tam gdzie koniec, nastaje początek.

W naszym życiu ten przeskok kalendarzowego roku wprowadza pewną stałość, choć odznacza się zmarszczkami na skórze, siwymi włosami i ogólnym spadkiem sił. Kawałek życia, który niewiele oznacza w ogólnym rozrachunku.

Kiedy patrzę wstecz w moje życie, rzadko dzielę je na lata. Raczej na okresy typu liceum, podstawówka, pierwsza praca. Czasem jakieś wyjątkowo ważne wydarzenie określa cały rok. Myślę: tamtego roku moja babcia zmarła, a ja rozpoczęłam studia. I nie pamiętam, który to był rok. Tylko, że miałam 21 lat. Jak się uprę, to wyliczę. Ale się nie upieram.

Dzielę moje życie na różne odcinki. Lata mierzę raczej w urodziny. Życie dzielę na pół. Albo na mniejsze ułamki. Czasy przed i po. Z lub Bez. Pomiędzy.

Ten czas, który trwa, ma w sobie wszystko to, co zazwyczaj ma w sobie życie. Momenty trudne i bolesne. Pełne zwątpienia i bezsilności. Momenty piękne i zachwycające. Spokojne. Gniewne. Takie, w których czułam dumę i zadowolenie. Beztroskę. Wstyd. Poczucie winy. Satysfakcję.

W Nowy Rok wchodzę zmęczona. Wykończona. Smutna. Mam też w sobie dużo łagodności dla siebie. Wyrozumiałości. Taki to dzień. Nie jest świadectwem roku tylko jedną trzystasześćdziesiątąpiątą. Skrawkiem. Okruszkiem życia.

A jednak wchodzę silniejsza i znów trochę inna. Mam to miejsce, w którym mogę pisać i snuć. Mogę tu odetchnąć po całym dniu. Zaszyć się w małym pokoiku myśli, marzeń i wyobraźni. To bez wątpienia coś nowego w moim życiu, co zadziało się w tym roku. Niech dzieje się dalej.

A że składanie życzeń, to rzecz przyjemna, to nie omieszkam ich złożyć. Życzę wszystkim, by przyszły rok miał w sobie wiele dobra i piękna. I jeszcze trochę magii. Choć przede wszystkim dużo normalności. Niech już powróci na nogi i stanie na nich mocno i pewnie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *