Mam

przez | 20 grudnia 2020

Właśnie odkryłam, że mój stary telefon, który jeszcze niedawno służył mi za notatnik do wierszy, zepsuł się. Od dawna szwankował i właśnie dlatego przestałam go już całkowicie używać, ale nie sądziłam, że jest z nim aż tak źle. I oczywiście milion razy miałam przepisać te ostatnie wiersze na komputer, ale mi się nie chciało. No i teraz mam.

Jest mi strasznie smutno, bo nie sądzę, bym była w stanie te wiersze odtworzyć. Część cyklu dla dzieci o zawodach zginęła właśnie w jaskrawym błysku ekranu pełnego różnokolorowych kwadracików. Przepadła. I już nie wróci. Już jej nie mam.

Oprócz smutku czuję złość. Wściekam się na siebie, bo nawet mój mąż mi mówił i to kilka razy, bym przepisała te wiersze. Zawsze miałam to zrobić, ale to taka nudna czynność i ciągle ją odkładałam. To teraz mam. Się z pyszna.

Od razu zadzwoniłam do tego męża mojego, by się podzielić smutkiem. I złością też. Ale wiecie, zaczęłam od prośby, by nie mówił „A nie mówiłem”, bo to ostatnie, co potrzebowałam usłyszeć. Ugryzł się w język, słyszałam! A potem dał mi nadzieję, że zajrzy do tego telefonu. I teraz mam. Nadzieję. Z nutą powątpiewania.

Coś czuję, że się nie uda, choć trochę się łudzę, że może jednak. Już kombinuję, jak to poodtwarzać jak najmniejszym wysiłkiem. Najbardziej mnie martwi wiersz o archeologu, który uważałam za wyjątkowo udany, a niestety, przepisałam nie wszystkie jego zwrotki. Było ich siedem. I teraz mam. Tylko trzy.

W ramach chwytania się ostatnich desek ratunku zerknęłam do tego telefonu, w który stukam. I… słuchajcie, słuchajcie, mam na nim dwa całe wiersze i pół jednego. Znaczy mam dwa i pół.

To teraz podliczmy. Wierszy było 8. Na kompie mam 3,5, a na aktualnej komórce 2,5. To nie daje 6, o nie. Te połówki to inne wiersze. Ogólnie nie jest źle mam 5 całych wierszy, dwa niedokończone i jeden całkiem przepadły. Którego początek pamiętam! Zapisałam w głowie! Może nie będzie tak źle. Zdecydowaną większość. Mam.

Przyznaję, pocieszyłam się. I nawet zaczynam siebie doceniać. Bo te trzy i pół jednak przepisałam. A dwa i pół już zapobiegawczo zanotowałam na tym telefonie. Cóż za lisia przebiegłość! Cóż za chomicza zapobiegliwość! I ja je, widzie, mam!

A jak zajrzałam do tego telefonu, to odkryłam wiersz, nie dla dzieci, tylko taki po prostu, o którym całkiem zapomniałam. I teraz go mam. W gratisie.

Tak sobie myślę, że dużo szczęścia mam. Bo i mąż dobry, i w zasadzie prawie wszystkie wiersze odratowane. Przez jeden krótki wieczór, pomiędzy zaśnięciem moich dzieci a teraz, przeżyłam cały kalejdoskop uczuć i przeszłam przez nie za dużą, ale jednak górkę. Satysfakcję mam. Z przejścia. Choć smutku trochę też.

To za tym archeologiem mi żal. Tak go łatwo i szybko napisałam. W głowie nie musiałam pamiętać. Będzie trudno. Dokopać się do fragmentów jego życia. Okrągłych misek rymów i naszyjnika treści. Trzeba będzie fachowo machać kielnią i pędzelkiem. Głęboko kopać. Na szczęście saperkę mam. A jak trzeba, to mąż laskę dynamitu znajdzie. Skąd go wziąłeś?- spytam. A tu, w tej szufladzie- odpowie mąż podpalając lont- różne rzeczy mam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *