Nieidealna

przez | 15 grudnia 2020

Wysłuchanie czyjegoś smutku i gniewu i nie zrobienie z tym nic poza przytuleniem, byciem obok, wciąż jest dla mnie trudne. No nie umiem. Rodzi się we mnie automatyczna chęć pomocy. Działania. Szukania rozwiązań. Uh, jak mnie to wkurza! No łagodzę czasem siebie tym, że to w sumie świadczy o tym, że martwię się o kogoś i że ta chęć pomocy, to wyraz mojej troski. Ale wiem z autopsji, że sama czasem wcale nie potrzebuję informacji czy pomysłów, co z tym czymś trudnym zrobić, ale po prostu wysłuchania. Podzielenia się. Wygadania. W takich momentach wręcz wkurza mnie, że ten słuchacz i zwierzyciel podsuwa mi pomysły. Często dobrze wiem, co muszę zrobić i nie trzeba mi tego mówić. Tylko po prostu być obok. Może wkurzam się na tych innych pomysłowych podsuwaczy, bo wkurzam się za to na siebie? Może innym to wcale tak nie przeszkadza. Przyjmują, że tak mam? Może wręcz tego oczekują?

Czasami moje wady kłują mnie w oczy boleśnie i trudno mi je stamtąd wyjąć. Przysłaniają mi wszystko. Nawet to, co ktoś opowiada. Zamiast pochylić się nad kłopotem, łapię się na skusze w postaci odruchowego, już wypowiedzianego na głos pomysłu, co można by z tym zrobić i wypominam sobie, że miałam tego nie robić. Bo przecież ideałem słuchacza i przyjaciela jest ten mrukliwy, małomówny gbur z niezdarnym ciepłem w ramionach, a nie entuzjastyczna, za dużo gadająca babka, która się popisuje wiedzą na każdy temat. Prymuska codzienności. Taka poprawna i pomocna w każdym calu. Uhhhh, ale ja o sobie potrafię myśleć… no właśnie nie wiem, jak to nazwać. Nieładnie? Czy można myśleć nieładnie?! Nie, myślę niemiło o sobie. Z drugiej strony, to pewna przewrotność, czy ja, taka miła i poprawna prymuska w plisowanej spódniczce, muszę być dla siebie zawsze miła? Otóż nie!!! Ja sobie mogę nawet czasem nogę podstawić i być może właśnie to utrzyma mnie w równowadze. Co więcej, to wcale nie oznacza, że się nie lubię. O nie nie, ja się po prostu znam ze sobą jak łyse konie. I już z niejednego pieca chleb jadłam z tą panienką, która zagaduje emocje, bo tak jej łatwiej i kiedy ma słuchać, to gada. Szuka rozwiązań i chce działać. A miała przecież być podręcznikową słuchaczką i przyjacielem z ulotki o przyjaźni. Taką ulotkę, to się szpileczką przypina do korkowej tablicy i zapomina. Już po chwili przysłaniają ją ważniejsze sprawy- karteluszki z informacją o wizycie u lekarza, słodkie rysunki dzieci, ważny wycinek z gazety i tworząca się lista zakupów. Przy herbacie i z kłopotem siedzi się z tą swojską, nieidealną dziewczyną, która na całe szczęście, też czasem popełnia błędy. Jest dzięki temu wielowymiarowa i nie daje się szpilkom.

Niemniej pracuję nad tym milczącym słuchaniem. Może kiedyś mi się uda po prostu czasem ugryźć w język. Nie dlatego, że chcę być idealna, ale dlatego, że rozmówcy są dla mnie ważni. Szczególnie moje dzieci. Chciałabym umieć wysłuchać ich w trudnych momentach i nie zagadać matczyną dobrą radą, pomysłem na zaradzenie czy automatycznym acz nieprawdziwym pocieszeniem w stylu „nie martw się”. Może mi się uda. Choć pewnie czasem nie. Wtedy to moje dzieci pewnie się trochę wkurzą i pomyślą coś o mnie niemiło. Może nawet podstawią mi nogę. A może się przytulą. To przecież zawsze jest takie przyjemne. Szczególnie wtedy, kiedy człowiekowi źle i smutno. W przytuleniu nie potrzeba słów, ale ramion. I dużo ciepła. Może to być jednak ciepło niedoskonałe, przetkane dziurą gadania. Poszarpane słowem, które mówi o tym, że nie jestem idealna. Za to jestem bliższa i cieplejsza. Po prostu ludzka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *