Oblepiona snem

przez | 29 października 2020

Noc mnie oblepia. Kusi poduszką i kołdrą. Owija kosmatym dywanem zmęczenia. Głowę wypycha czymś ciężkim. Chyli mnie ku dołowi. Zamyka powieki.

Nocą wędruję w innych światach. Po zakamarkach mózgu. Zaułkach podświadomości. Moje zdarzenia są tam, choć w sumie jestem tu. Albo mnie nie ma.

Być może znikam na całe noce. Odpływam w ciemność. Dryfuję po czarnym oceanie niebytu obserwując fale i stworzenia morskie.

Być może pozostaję realna i tak blisko jak tylko się da. W każdej chwili gotowa na wybudzenia. Czujna na piski dzieci. Poszukiwanie piersi.

Nigdy nie wiem, czy byłam tam, bo gdy się budzę, jestem tu.

Stosuję nocne sztuczki. Zakładam maski i stroje. Kryję się za kotarą. Chowam pod kocem. Jestem na tyle realna, na ile noc pozwoli. Zdarza się, że zostaje na poduszce tylko uśmiech. Tak po kociemu.

Czasem skaczę po falach zmerzchu. Nurkuję w odmęty snu. Znikam i tracę na ostrości. Jak pasmo mgły.

Ranek przynosi światło i realność własnych konturów. Powracam do siebie. Otrzepuję czarny pył nocy z ramion i kolan. Twarz obmywam mydłem. Z pokoju wyganiam nietoperze, które zawisły pod sufitem. Zaczynam dzień. Operowanie światłem. Jednowymiarowy pilotaż jasności.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *