Puch

przez | 26 października 2020

Potrzebuję czasem dużo puchu. Dużo, dużo puchu. Dobrze mi wtedy robi przytulanie twarzy do miękkości. Głaskanie aksamitu. Otulanie kaszmirem. Powtarzam te delikatne i gładkie słowa: aksamit, kaszmir i czuję ciepło, które rozlewa mi się w piersi. Zamsz. Dzianina. Wełna… wełna nie. Wełna ma w sobie coś gryzącego, nie jest przytulno-puchata. Co innego owieczka. Wygląda na taką, w którą wtulić się miło. Ale w sumie nie próbowałam. Tym sposobem nie wiem, czy miękkie słowa niosą ze sobą to przytulaśne znaczenie, czy też ja nadaję je tym słowom. Na przykład przylaszczka. Nazwa rośliny, która nie wiem, jak wygląda. Zawsze widzę ją jako płożącą się, o ciemnozielonych łodygach z białym futerkiem na całej długości. Wydaje się chętna do gładzenia i tulenia. Ale czy tak jest naprawdę? No wygląda całkiem inaczej, sprawdziłam. Jest rześka, świeża i pełna werwy. Nie ma w niej wcale przylaszczkowości. Takiej, którą ja znam. Więc przepadło. Wypieram prawdziwą przylaszczkę ze świadomości. Tam już jest przylaszczka. Ta miękka, płożąca się, z białymi włoskami na ciemnych łodygach. Takimi do delikatnych głaskań. Ma w sobie coś kociego. Proszę. Wskoczyła mi na kolana, zwinęła w kulkę i zasypia tuląc się cała do moich nóg.

Dużo miękkości niesie w sobie mech. Dywan. Omszały. O, omszały dywan mchu ma w sobie wiele puchu. Chciałoby się od razu stopy zanurzyć i gładzić nimi po tej miękkości i zieloności leśnego poszycia. Albo położyć się w omszeniu, zapaść w mchenną miękkość. Okryć nią jak kołderką, mszaną narzutką z kępką trawy pod głową. Choć bardziej z szyszką. Szyszka brzmi mi miękko. Mam ochotę przytulić się do szyszki jak do misia. Szyszyszy szka. Ma w sobie jakąś futerkowatość. Trawa nie. Trawa brzmi ostro, poszatkowanie, nawet groźnie. Trawa nie powinna nazywać się trawa. To słowo w ogóle nie oddaje idei trawy. Jest ostre i szorstkie. Jak krajalnica. Zmiękcza je kępka. W kępce jest wiele miękkości. Kiedy trzymam głowę na kępce jest mi przytulnie i szyszkowo. W omszeniu. Tak otulona dziś zasypiam. W puchu, pierzu, pierzastym mchu. Z gąbką i kocykiem. Z zapachem bzu. Bo bez też jest puchaty i pełen miękkości. Niektóre poduszki wypycha się kwiatem bzu. Albo kulkami bawełny. Szpulkami. Wszystko to dla miękkości. Dla puchu, którego tak potrzebuję. Jak przylaszczki. Szarotki. Jak wszystkich tych dobrych i miękkich słów, które tylko czekają na spluszowienie świata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *