Kobiecość

przez | 16 października 2020

Ostatnio na nowo odkrywam swoje ciało. To takie spore ostatnio, ale odkrywanie czegokolwiek to proces, więc nie może trwać chwilę. Moje ciało się zmienia od zawsze. Jest to proces nieustający, ale są momenty szczególne, takie, kiedy to zwracam szczególną uwagę na zmiany mojego ciała.

Pamiętam jak czekałam na piersi i pierwszy okres. Chyba wtedy po raz pierwszy przyglądałam się w sposób szczególny mojemu ciału. Dostrzegałam, że ono się zmienia. Wypatrywałam tych nieszczęsnych wzgórków na klatce piersiowej, a one długo nie nadchodziły. Kiedy w końcu nadeszły były ledwie pagórkami, choć mi to akurat odpowiadało. Trudno mi było z tą rodzącą się we mnie kobiecością. Ona była jakaś taka… nie moja. Czułam się co najwyżej dziewczyną, a zważywszy na moje dziecięce marzenie bycia chłopcem, czułam się chłopaczarą. Więc na co mi były te piersi? Nie wspominając o menstruacji, której bolesność i fizyczność były rozczarowujące.

Pamiętam, że wcześniej, wcześniej, kilka razy modliłam się do Boga o okres, bo chciałam być kobietą. To były czasy, kiedy wydawało mi się, że Bóg jest jak złota rybka. Jeśli się odpowiednio długo i żarliwie o coś go prosi, to w końcu spełni prośbę. W przypadku okresu, było duże prawdopodobieństwo, że w końcu nadejdzie, nawet bez modlitwy. Ale chciałam przyspieszyć temat, bo strasznie mnie ciekawiło to stawanie się kobietą. Tak jakby to było takie proste. Tak jakby fizyczność załatwiała sprawę.

W sumie, to pamiętam jeszcze wcześniejsze przyglądanie się mojemu ciału. To ukradkowe podglądanie mamy i porównywanie ze sobą. Odkrywanie zagadkowych włosów w niektórych partiach ciała, których u mnie nie było, ale podobno będą. Ciężkość piersi. Tę ekscytację, ciekawość i strach, które towarzyszyły myśli o tym, że też kiedyś taka będę.

W końcu mojemu ciału w sposób szczególny przyglądałam się podczas pierwszej ciąży. Niektóre momenty były dla mnie trudne. Pamiętam, że jakoś w czwartym – piątym miesiącu, kiedy przestałam się w wiele rzeczy mieścić, a reszta opinała się na mnie zbyt ciasno, poczułam się brzydka i nieatrakcyjna w tym nowym ciele, z jego lokatorem, coraz większymi i bolesnymi piersiami i napiętą skórą brzucha. To była chwila, na którą pomogły dwie sukienki z secondhandu kupione w 10 min., na oko i całkiem przypadkowo. Pomijając ten moment, właśnie ta ciąża, to moment, kiedy moja kobiecość zaistniała w pełni swojej mocy.

Moje ciało w ciągu 9 miesięcy zmieniało się każdego dnia. Codziennie je odkrywałam i uczyłam się jego nowych linii. Było to dziwne, nowe, nieznane. A zarazem w tym czasie czułam ogromną siłę i moc płynące ze mnie. Oto nosiłam w sobie małego człowieka. Czułam jak rozwija się we mnie, jak rozkwita w moim brzuchu jak najpiękniejszy kwiat. Czułam niezwykłą moc kobiecości, która przepływała przez moje ciało. Byłam dumna z bycia kobietą. Czułam, że zawsze nią byłam, jestem i będę i że to najpiękniejsze, co mogło mnie spotkać. Myślę, że ta siła pomogła mi przetrwać wszystkie zastrzyki z insuliny, które musiałam wykonać w ostatnich miesiącach ciąży, poród wraz z jego długą i nieprzyjemną indukcją i pierwszy czas po porodzie, kiedy to moje ciało okazało się być całkiem inne, ale wtedy całkiem nie miałam do tego głowy.

Teraz jestem po dwóch ciążach i po czterdziestce. Moje ciało zmienia się dalej, a ja przyglądam się mu w szczególny sposób. Dostrzegam kurze łapki, mniejszą elastyczność skóry, takie jej pierwsze oznaki starzenia. Moje ciało łatwo obecnie przybiera na wadze, co było dla mnie zaskakujące, kiedy znienacka to odkryłam. Nauczyłam się o nie dbać. Słuchać jego potrzeb i informacji, które mi wysyła. Czasem mi nieswojo z ciężarem karmiących piersi. Czasem dziwi mnie nowoodkryta zmarszczka, twardość kolan. Odczuwam też nostalgię za młodym i jędrnym ciałem. Widzę w sobie przemijanie. Widzę również dojrzałą kobietę. Wciąż silną. Matkę. Żonę. Marzycielkę. Pisarkę. Kobietę. Na wielu polach spełnioną. Na wielu stojącą przed nowymi wyzwaniami. Wciąż mającą wiele do zrobienia. Wiele do zaoferowania. Innym i sobie. To właśnie teraz, w tym właśnie ciele, które bywa zmęczone i którego kontuzje goją się dłużej niż kiedyś, wciąż czuję się niezmiernie kobieco. Bo ja do tego dorosłam. Tak jakoś sporo po trzydziestce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *