Zawsze o tym snuciu piszę. Snuję te snuje po ekranie, a w nich się snuje po różnych miejscach, światach i układach słonecznych, jakbym w domu na tyłku usiedzieć nie mogła. Albo jakie owsiki miała. A misie to co? Może dziś o misiach dla odmiany. Coby mi potem nie zarzuciły, że kogoś faworyzuję. Albo, o zgrozo, traktuję gorzej. Wyjadą z równouprawnieniem. Zastrzelą mnie poprawnością polityczno- społeczną i będę się miała z pyszna. W końcu nie tylko snuje, ale jeszcze misie. Jak tak sobie wymyśliłam, to teraz tak mam. Albo, parafrazując znane, polskie przysłowie, w końcu w mądrości ludowej siła: jak misie pościeliło, tak misie snuje. Umówmy się, nazwa do czegoś zobowiązuje. Albo nie umawiajmy. Przyjmijmy to za mój misi obowiązek. A że ja taka jakaś obowiązkowa jestem, to chyba nie mam wyboru i o tych misiach coś skrobnę. Choć cofam, wybór mam, w końcu nie taki miś straszny jak go malują. Z drugiej strony, to w sumie odwrotnie, jeśli chodzi o misie. Z reguły malują je tak słodko i pluszowo, a w realu mają pazury, zęby i masę. I nie chodzi mi tu o masę sierści na ten przykład, choć to też, tylko o masę ciała i siły. Więc ten tego, misie to może ze znajomymi róbmy, a z misiami to już raczej nie. W sumie ze znajomymi też nie róbmy, bo one stoją w sprzeczności z dystansem społecznym, żółtą strefą i ukrywaniem twarzy za maską. Na hasło „żółta strefa” misie wykazały się wzmożoną czujnością. Myślały, że chodzi o miód. Musiałam im wytłumaczyć i teraz rozczarowane stoją i zęby szczerzą. By je ugłaskać, może przejdę ad rem, a w zasadzie ad misie.
Otóż czasem misie nie chce. A czasem misie chce. Niektóre rzeczy misie nie podobają. Wiele misie podoba. Snuje misie i myśli misie. Pisze. Rysuje. Szyje. Gotuje. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale zawsze misie. Nudzi misie. Ale to nie ostatnio. Raczej pracuje i pracuje misie. Od rana do nocy. I w nocy też. Bo karmi misie dziecko. I jeszcze muszę uważać, by misie nie pogryzły. Dzieci i misie. Bo gryzą misie jak misie. A potem tulą misie. Jak misie. I jeszcze do tego tulą misie. Takie pluszowe i słodkie. Tych realnych na szczęście, jeszcze nie miały okazji. Choć realne misie pewnie by nie wzgardziły przytulankami, ale nie teraz. Teraz to misie snują. I snuć będą całą zimę, aż do wiosny, kiedy to przebudzą się ze snu i każdy z nich zakrzyknie dziarsko: żreć chce misie! Albo: żyć chce misie! To zależy, czy trafimy na misie głodne strawy fizycznej czy duchowej. Stąd właśnie wyróżniamy egzystencjalne i przyziemne misie. Jedne żyją w pieczarach żywiąc się pieczenią i pieczarkami. Drugie mieszkają w koronach drzew i chodzą z głowami w chmurach żywiąc się parą wodną. I to i to misie. Tam i tu, to misie. Tylko że tam misie nie chce, a tu misie jak najbardziej. Choć też jakoś nie do końca. Ale bardziej misie niż sie. Bo w końcu zawsze chodzi o mi. Misie chce kochać. Misie chce skakać. Misie chce śpiewać. Misie chce spać. O, przechodzę do sedna momentu tej pięknej, deszczowej nocy. Kiedy to temat misi misie wyczerpał i zużył jak stara szczoteczka do zębów. Niniejszym oświadcza misie, iż sennie misie głowę składa na poduszcze. Czas na snu odkrywanie. Senne snucie w innych czasowymiarach, bo trochę trzeba się powłóczyć. A potem cosik przyśni misie. Ciekawe co. Wysnuje misie dziś. Może jakiś wielki miś. Bo dużo pluszu misie dziś chce.