Kiedyś się jeszcze spotkamy

przez | 18 września 2020

W czasach dość odległych, kiedy to jeszcze lubiłam sobie wyobrażać, że wbrew blond włosom, w przyszłości zostanę drugim czarnym aniołem polskiej estrady, miałam wiele pomniejszych wyobrażeń. Jednym z nich było na przykład, że spotykam Halinę Wyrodek, piwniczną piosenkarkę, ha! nie zgadniecie gdzie! W autobusie nr 504 na Ursynowie! Tak sobie wyobrażałam to spotkanie. I to nie raz, nie dwa, ale wiele razy. Wymyślałam przeróżne sposoby zagajenia rozmowy, których niestety, nie jestem w stanie dokładnie odtworzyć. Ale umiejscowiałam to wydarzenie zawsze tam – na jednym z przednich, podwójnych siedzeń autobusu 504 w okolicy przystanku Centrum Onkologii. To były czasy starych, mniej wdzięcznych niż obecne, autobusów miejskich, z takimi brązowymi, sztywnymi siedziskami. I właśnie na takim siedzisku siedziała ona, a ja, jakoś tak od niechcenia, niemalże przez przypadek, nawiązywałam z nią kontakt. Zakończenie tej wyobrażeniowej historii było zazwyczaj dość podobne. Zaprzyjaźniwszy się z Haliną wysiadałyśmy razem na tymże Centrum Onkologii i… no właściwie to nie wiem, ale chyba stawałyśmy się przyjaciółkami na wieki. Zawsze miałam kilka zagwozdek w tym wyobrażeniu. Pierwszą z nich było samo nawiązanie kontaktu, rozpoczęcie rozmowy. Pamiętam, że wymyślałam różne wersje. Na przykład coś w tym stylu, że jadę tym autobusem, na przedzie i nucę pod nosem „Ta nasza młodość” i nagle odwraca się pani siedząca przede mną, a to Halina! No patrzcie, ale się złożyło! Oczywiście to ona zagaduje, zazwyczaj podziwiała mój wrodzony talent i głos i hooops zyskuję sławę, poklask i przyjaciółkę po fachu, dzięki temu przypadkowemu spotkaniu. Inną zagwozdką była spora różnica wieku pomiędzy nami. Obawiałam się, że Halina, choć zachwycona moim głosem, nie będzie chciała się ze mną kumplować. Miałam wtedy jakieś 13-14 lat. To był taki wiek, kiedy wszystko miałam kościste, znienacka za długie, a moja wiara w siebie istniała tylko w wyobrażeniach. I to nawet w nich była mocno nadwątlona. No i jeszcze istotna sprawa: co Halina Wyrodek robiła na Ursynowie? To też próbowałam wytłumaczyć, bo w tej rozmowie, którą prowadziłyśmy w moim wyobrażeniowym autobusie, o czymś w końcu musiałyśmy rozmawiać. Długo próbowałam wybrnąć z tych dylematów, bo wytrwale jeżdżąc ze szkoły do domu powracałam do tego marzenia. Lubiłam myśleć, że to naprawdę może się zdarzyć.

Teraz kiedy to piszę, taka trochę starsza, obrazy tego wyobrażenia stają mi jak żywe przed oczami i widzę tę kościstą siebie rozmarzoną w autobusie. Trochę mnie ona ujmuje. Przypominam sobie, że mój świat kiedyś był wielkości jednej dzielnicy, a okolice Centrum Onkologii stanowiły jego główny punkt. No i myślę o Halinie Wyrodek. Jej wykonaniu piosenki „Ta nasza młodość”, które do tej pory porusza mnie całą łącznie z ciarami w kręgosłupie. Podziwiałam ją. Marzyłam o spotkaniu. Nie spotkałyśmy się nigdy, a już na pewno nie w autobusie linii 504 na warszawskim Ursynowie. Jednak pewne nitki snuły i snują się między nami. Nawet dziś. Tak mi się z nienacka przywołało to wspomnienie. I teraz leżę i myślę o tej mojej wyobrażonej przyjaciółce. Odeszła 12 lat temu. Więc na tym świecie nie spotkamy się już na pewno. Ale kiedyś… Może kiedyś, gdzieś razem zaśpiewamy: „Ta nasza młodość, ten szczęsny czas, ta para skrzydeł zwiniętych w nas…” A potem pójdziemy na długi spacer wśród chmur.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *