Taki ten dzień był intensywny, że mam wrażenie, że dopiero co otworzyłam oczy, a już mi się zamykają. Ta intensywność trwa tak naprawdę od 4 lat, a od roku z kawałkiem się zintensyfikowała, choć nie sądziłam, że to w ogóle możliwe. Oczywiście ten codzienny kołowrót i pośpiech zapanował odkąd urodziło się moje pierwsze dziecię, a nabrał większego tempa, odkąd wydałam na świat drugie. I tak każdy dzień niesie ze sobą tyle wydarzeń, emocji, upadków, potyczek, kolejnych wyzwań, że na niewiele więcej rzeczy mam czas, siły i miejsce. Kiedy patrzę wstecz, widzę zmiany, moje dzieci rosną i rozwijają się. Ale tu i teraz moje dni czasem się totalnie zlewają przyjmując formę jednego roku, półrocza, kwartału odmierzanego jednostajnym rytmem dnia. Poranki wczesne, pełne trudnych momentów, przebudzeń, rozpaczy lub złości, przesiąknięte na wskroś bajkami, byle dało się przygotować śniadanie i umyć zęby. Czasem zaliczę kąpiel. Z reguły z conajmniej jednym dzieckiem. Potem droga do przedszkola. Zejście z 4 piętra po schodach z dwójką dzieci, plecakiem, torbą, misiem, strażą pożarną, książką, butelką z wodą. Każdy chce trzymać mnie za rękę i każdy chce być pierwszy, a najbardziej miś. Potem, jak już ten cały majdan wraz ze starszym synem upchnę w wózku, a młodszego w nosidełku ruszamy w drogę do metra. Jeny, nawet jak to piszę, to już jestem zmęczona! A to dopiero początek. Jakoś mam wrażenie, że każde wyjście z dziećmi to cała wyprawa, bo jeszcze zawsze trzeba pamiętać o pieluszkach na zmianę, kurtce przeciwdeszczowej, portkach na wszelki wypadek. Bułeczce, bananku i wodzie. O folii przeciwdeszczowej. A jakby się dało, to i kąpielówkach, bo kto wie. Potem jest cały dzień. Intensywny i wypełniony po brzegi.
Kiedy nadchodzi wieczór czasem wyobrażam sobie, że moje dzieci zaraz zasną, a ja zrobię milion wspaniałych rzeczy. Obejrzę film z mężem, pomaluję, coś napiszę, uporządkuję zdjęcia, poczytam.,.
Kiedy moje dzieci wreszcie zamykają oczy, natychmiast robię się senna i nie mam siły na nic. No może na umycie zębów. Ale to już doprawdy, ostatkiem sił.