O zaglądaniu strachowi w oczy

przez | 28 sierpnia 2020

Taka nitka mi się ostatnio snuje o strachu. Kilka razy przymierzałam się już do napisania o niej i układałam w głowie. Chciałam zacząć od zdania: Całe życie czegoś się bałam. Wiecie, to taki początek, który od razu nadaje wpisowi odrobinę dramatyzmu i pozwala trochę poużalać się nade mną. I kiedy już prawie, prawie zrobiło mi się samej siebie żal, jakiś wewnętrzny, racjonalizatorski głos we mnie zakrzyknął dziarsko: Hola, hola! A czy w takim razie można powiedzieć również, że całe życie coś cię cieszyło? Albo wkurwiało? A co ze smutkiem, hę? No? No… fakt., odpowiedziałam lekko rozczarowana głosowi. Odebrał mi cały dramatyzm sytuacji. I do tego nie poużalam się nad sobą, a było już tak blisko! A jednak, co z tym strachem? Czemu akurat on jakoś ostatnio angażuje mój mózg w snujące się rozmyślania? Czy chodzi o te momenty irracjonalnego lęku, kiedy straszy mnie dziura pomiędzy wagonem metra a peronem? A może ten niespodziewany strach o moje dzieci? A może całkiem odwrotnie- może chodzi o to, że wreszcie dojrzałam do tego, by robić różne rzeczy, nawet jeśli się boję?

Moje życie dzieli się na dwa życia. W tym pierwszym życiu rzeczywiście dużo się bałam. Jest szansa, że strach był dominującym uczuciem. Bałam się innych ludzi. Bałam się upadku z drabinki i przejścia przez ulicę. Albo spóźnienia na lekcję. Tych wszystkich spojrzeń skupionych na mnie, kiedy wchodzę do klasy po dzwonku. Bałam się dostać pałę za brak zeszytu i mandat za brak biletu. Bałam się, że ktoś mnie nie polubi. Ba, że nikt mnie nie polubi. Bałam się krzyku i kłótni. Bałam się powiedzieć, co myślę, jeśli myślałam inaczej. Bałam się cudzych myśli, jeśli były na mój temat. Niepokój mój budziły sytuacje, w których miałam podjąć decyzję lub wziąć na siebie odpowiedzialność. Bałam się pobierania krwi. Tego, że wydam się śmieszna, nudna, głupia, nieciekawa. Że nikt się ze mną nie będzie bawił. Że nikt mnie nie pokocha… Mogłabym jeszcze długo wymieniać. Bo wielu rzeczy się bałam. Być może każdy człowiek wielu rzeczy się boi. I tak naprawdę nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie to, że ja się bałam bać. To właśnie ten strach przed strachem był paraliżujący i odbierał mi wszystko. Radość z życia. Podejmowanie wyzwań. Rozwój. Realizację marzeń. Odbierał mi siebie. Przez tyle lat uciekałam przed tym strachem. Zamykałam się przed nim w mrocznej skorupie zapomnienia, nie słuchania, oddalenia. Krzyczałam ryzykanckimi wyskokami, które w swej najbardziej niebezpiecznej formie mówiły o tym, jak bardzo się boję. Rzucałam się w malarskich drgawkach na płótno i je rozcierałam opuszkami palców na pył. Darłam na całe gardło przesiąknięte dymem z papierosa piosenki Ewy Demarczyk, Jacquesa Brela i Wysockiego. Bo w porcie Amsterdam i na moście w Avignon. Bo marynarze umierają, a panie i panowie tańczą. Bo nie opuszczaj mnie i wsiadajcie madonny. Do bryk. Ściokonnych… Po wielokroć mogłam zginąć i po wielokroć przeżywałam. Choć przecież nie żyłam, tylko się bałam…

Teraz, kiedy żyję naprawdę, też się boję. Różnych rzeczy. Ale pozwalam sobie na ten strach. Słucham go i zaglądam mu w oczy. Te wielkie oczy, które patrzą na mnie z troską i miłością. Drapię go czasem za uchem i mówię: no tak, tak, Strachu, wysokości nie są dla mnie. A czasem mu grożę palcem i mówię: Ha, Strachu, jasne że mi o tym mówisz. Taka decyzja może się tak skończyć. Ale chcę spróbować. I próbuję. I różnie się to kończy. Ale co w tym strasznego? Oswoiłam mój strach. Polubiłam. Zaakceptowałam. Pozwalam mu przepływać przez moje ciało. Sygnalizować zagrożenia. I wiecie co? Właśnie dzięki temu, mam odwagę żyć.

2 komentarze do „O zaglądaniu strachowi w oczy

  1. Sowa

    Wspaniały tekst o lęku, pomaga zrozumieć… Bo ja dla odmiany dzielna niewiasta i dominujące moje uczucia to radość i złość( która wyparła smutek i lęk). Uczę się przeżywać wszystko soczyście:).

    Odpowiedz
    1. Snuje mi się Autor wpisu

      Dziękuję ❤️ Ja raczej z tych, którzy złość raz, dwa na smutek przemieniają. Pewnie musimy mieć nad czym pracować, bo inaczej brakowałoby nam pierwiastka ludzkiego o nazwie niedoskonałość. A tak to możemy soczyście przeżywać i przeklinać, jak nam coś nie wyjdzie 😁 Fajne słowo- soczystość. Od razu pomyślałam, że radość jest jak soczysta gruszka, a złość ma w sobie coś z chili. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za Twój komentarz!

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *