Język uczuć

przez | 3 lipca 2021

Własnych emocji uczyłam się w szkole uczuć, do której przez pewien czas dość intensywnie uczęszczałam. Pytano mnie w niej często o to, co czuję w tym momencie, z czym zaczynam dzień albo z czym kończę. Kiedy słyszałam te pytania, ogarniała mnie panika. Przeglądałam pospiesznie zwoje mózgowe w poszukiwaniu uczuć. W końcu byłam nauczona tylko własnego rozumu- wierzyłam w rozum, pojmowałam rozumem, tylko nim potrafiłam patrzeć na siebie i świat.

Nie znajdowałam w nim uczuć, co było przerażające. Czułam się zdezorientowana i pełna złości. Kiedy tak szukałam w sobie choćby cienia emocji, czułam się pusta jak skorupa, bo nie umiałam ich znaleźć. Jakby nic we mnie nie było. Żeby uratować jakoś sytuację i wyjść z niej z twarzą, patrzyłam na plakat na ścianie, na którym wypisano wszystkie uczucia i pospiesznie wybierałam, które powiedzieć. Trochę zmyślałam, trochę strzelałam na oślep, trochę wymigiwałam się zmęczeniem, różnie.

Oprócz tego prowadziłam dziennik uczuć, w którym zapisywałam wydarzenia danego dnia i co czułam, kiedy się działy. I tu na początku skupiałam się na kwestiach powiązanych z rozumem. Serwowałam długie opisy wydarzeń, analizę wypadków i myśli, wnioski i konkluzje. Na koniec dodawałam uczucia. Znów wyszarpane z siebie z trudem, pomocą plakatu i nie do końca pewne.

Dopiero później zmieniłam akcenty. Zaczęłam pisać wydarzenia hasłowo skupiając się na tym, co czułam, kiedy się działy. Przychodziło mi to na myśl coraz łatwiej. Cały ten czas był jak trening uczuć, na którym ćwiczyłam najważniejszy z mięśni mojego ciała – serce. Uczułam się czytać świat sercem. Rozumieć mowę uczuć. Ich sygnały, znaczenie i imiona. Jakbym poznawała nową kulturę zamieszkałą we mnie, na nieodkrytym dotąd kawałku mojego wnętrza.

W którymś momencie załapałam. Poczułam, że ten kawałek mnie z sercem i wszystkim, co za nim idzie, też jest mój. Na tyle się z nim poznałam, że zaczęłam rozumieć, co do mnie mówi. O czym mi opowiada. I czemu to właściwie służy.

Dzięki temu nie tylko przyzwoliłam sobie na uczucia, ale zaczęłam ich słuchać. Podążać za nimi. Pielęgnować i wyrażać. Wszystkie.

Teraz dość często sama siebie pytam o to, co czuję. Uświadomienie sobie emocji pomaga mi w zrozumieniu siebie i własnych zachowań. Uczy też pokory wobec natury i ciała. Zachwyca prostotą odbierania świata. Im dłużej znam język emocji, tym bardziej go podziwiam. To absolutny majstersztyk.

Chciałam dziś napisać o innym języku, który od pewnego czasu poznaję, a który staje się przeze mnie coraz lepiej rozumiany. To język zmysłów.

Myślę, że mam tę przyjemność poznawania go dzięki temu, że wcześniej nauczyłam się tamtego, pełnego emocji. Teraz odkrywam subtelności węchu i smaku, co pozwala w całkiem nowy sposób, cieszyć się życiem, odkrywać je w innych wymiarach.

Moje ciało to niesłychany i piękny system. Ciekawe, co mi jeszcze pokaże i gdzie zaprowadzi.

O tych zmysłach napiszę kiedyś więcej. Tyle chciałam opowiedzieć, jednak już nie mam siły. To dobrze. Dobrze usłyszeć od ciała, czego potrzebuje. Moje chce już spać. Posłucham go.

Przed zaśnięciem jeszcze, w ramach podtrzymania kondycji serca napiszę, jakie uczucia towarzyszyły mi podczas pisania tego tekstu. Zaczęłam z ekscytacją, nadzieją i ciekawością. Zniecierpliwieniem. Potem poczułam zaskoczenie i nostalgię. Sympatię. Zadowolenie. Kończę z radością, rozczarowaniem, spokojem. Wrzucam „opublikuj” zawsze z mieszanką lęku, wdzięczności i ekscytacji. Z oczekiwaniem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *