Tak sobie leżę i patrzę. Zawieszam wzrok na niewidzialnym haczyku ściany, która odbija się w lustrze. Patrzę więc w oczy ściany, o którą się opieram i która długo jeszcze góruje nad moją głową.
Ściana ma wielkie oczy i kilka plakatów z Lego. Można się nią podeprzeć, ale można i od niej odbić. Zależy od tego, gdzie i kto postawi ścianę. I nie musi to być murarz. I nie muszą to być cegły.
Czasem ściana wyrasta przede mną znienacka. Jak grzyb po deszczu. Albo Alicja po zjedzeniu ciastka. Zatrzymuje mnie w pół drogi. Albo w pół istnienia.
Czasem obchodzę ścianę. Czasem się z nią kopię. Czasem nie dochodzę do jej końca. Czasem zawracam.
Kiedy indziej rozbieram ją cegła po cegle. Wywiercam w niej dziurę. Przewracam ją.
Najwięcej ścian na mojej drodze stawiam sobie sama. Te najtrudniej obejść. Albo przewrócić. Choć czasem robię to.
Chciałam napisać, że czasem mi się udaje. Ale to brzmi jakoś „nie mojo”. Jakby działo się gdzieś obok. Niezależnie i bez mojego udziału. Samo.
A ważne jest, że robię to. Przewracam, wywiercam, rozbieram. Pobijam ścianę. Nie tylko walę głową. Choć nie raz przecież też.
Są ściany, które warto zostawić. Których nie ma co obchodzić, ani się z nimi kopać. Sztuką jest zrozumieć, że zawsze zwyciężą. Bo mam ograniczenia.
Czasem trudno zaakceptować to, na co nie mam wpływu. Czasem trudno przyjąć, że mogę nie mieć wpływu. Są rzeczy poza kontrolą. Nie do schwycenia w ramy. A czasem nawet w nazwy.
Zdarza się, że kiedy odpuszczam, ściana wali się sama z siebie. Jakby mój gniew lub pycha ją usztywniały. Zazwyczaj jednak trwa nadal, a ja uczę się żyć w jej cieniu. Z czasem odkrywam nawet przyjemny chłód, jaki mi daje. Albo osłonę od wiatru. Nawet ściana nie jest tak oczywista, jak się wydaje.
Zresztą, kto by przypuszczał, że można tyle wyciągnąć z tej ściany, która codzień zawisa mi nad głową podczas snu i przegląda się w lustrze całymi dniami. Metafora lęku, ograniczeń i słabości z tego kawałka bieli przed oczami. Niezauważalnego towarzysza codzienności.
Przytulam do niej ramię. Zasypiam z chłodem przy policzku. I nie spadnę z łóżka.