Moje dzieci zostawiają mi mentalne pamiątki. Nawet nie wiem kiedy. Odkrywam je znienacka, najczęściej w tych wyjątkowo rzadkich chwilach, kiedy jestem bez dzieci. Czasem to żołędź lub znaleziony i bardzo ważny kamyk, które „masz mama, to prezent”. Albo: „potrzymasz mi?”. Wrzucam te skarby do kieszeni i wszyscy zgodnie o nich zapominamy w ferworze innych, bardzo ważnych przygód życia dziecięcego. A potem robię pranie. Wyjmuję z kieszeni zapomniane znaleziska i od razu widzę radość na buzi synka, kiedy je odkrywał. Momenty skupienia, gdy wymyślał związane z nimi historie. I tę entuzjastyczną szczerość, kiedy mi je wręczał. Robi mi się ciepło w okolicach serca i teraz nie wiem, wyrzucić te już zapomniane szpargały, czy gdzieś schować jako nośniki pamięci?
Jeśli przypadkiem zdarzy mi się iść ulicą w towarzystwie drugiej dorosłej osoby, potrafię przerwać wypowiedź, moją lub jej w pół zdania i krzyknąć: „Patrz, ale koparka na lawecie!” Lub: „Widziałeś ten wóz strażacki? Ale miał wysięgnik!” Co niezmiennie wprowadza pewne zaskoczenie do rozmowy. Strasznie mi zawsze żal skonsternowanych rozmówców. Po prostu ucieszyłam się widokiem i chciałam podzielić z… synem, którego przy mnie nie ma. Czuję się niezrozumiana w swym entuzjazmie, trochę zakłopotana i rozczarowana brakiem obok syna. Zostawił mi taką długą nitkę swojej pasji, która się zawsze między nami snuje.
Kiedy indziej znowu wykonuję dyżur w sklepie Kooperatywy, której jestem członkiem. W chwili, kiedy przerzucam ziemniaki nucę sobie: „Kaczka za kaczką, kroczą kaczki paczką…”. I potem dalej przy przycinaniu porom fryzur skróconych o nieładne już liście: „Kwa, kwa, kwa, kwa, kwa, kwa, kwa, kwa…” Melodia z tych, co to się ciężko pozbyć, więc nucę w kółko. I widzę te kaczki, ich kaczy paczkowy chód i młodszego synka z radością pokazującego mi łapką te cuda na ekranie. Jego niepewny i wciąż jeszcze taki kaczy taniec w rytm tej piosenki. Więc kwa, kwa, kwa, kwa, mama.
Jutro starszy syn wyjeżdża na kilka dni z dziadkami, a ja już za nim tęsknię. Oczywiście skorzystam z tego wolniejszego czasu i pewnie nawet trochę odpocznę. Wiem jednak, że cała najbliższa przestrzeń będzie mi o nim przypominać, bo wszędzie porozrzucał mentalne pamiątki. Po tych schodach biega tylko po górce. Tu się kiedyś przewrócił i tak bardzo płakał. Ten pojazd to ulubiony, a ta budowla jest nie do ruszania. Będę chodzić wśród tych nitek przypominajek i będę czuła, jak bardzo nasze życia są ze sobą zespolone. Jak blisko nam do siebie i jak bardzo siedzimy w tym świecie razem.
A potem on wróci i to będzie radość nie do opisania. Znów mi jakieś kamyki znajdzie. Albo liście. Coś nowego powie i urośnie. A moje życie będzie się zapełniało pamiątkami. Takimi, na które jest zawsze miejsce. W szkatułce duszy.