Dziś zrobiło się późno, bo chłopaki odkrywają atrakcyjną stronę posiadania rodzeństwa. Co oznacza wzajemne rozbudzanie się, śmieszki, hiszki, bijatyki i absolutną, wspólną głuchotę na prośby mamy. A jak jest tata, to taty. Tak czy siak, laryngolog miałby w tej kwestii pewną zagwozdkę, choć w ramach tego, że głuchota na rodziców w określonych sytuacjach występuje na całym świecie, u wszystkich dzieci i nie tylko, niezależnie od języka, a nawet kultury i do tego większość ludzi z niej wyrasta, laryngolodzy pozostawili temat naturalnej kolei rzeczy i zajęli się czym innym. Muszę więc się po prostu przyzwyczajać, bo póki co, głuchota jest u nas w fazie postępującej i momentami czuję się, jakbym gadała sobie a muzom.
W każdym razie zrobiło się późno, a ja jestem mega zmęczona, więc długo tu nie zabawię. Zaraz się położę pomiędzy te dwa moje skarby i wsłucham w te ich oddechy. Powącham jakąś łapkę, pogładzę plecki i tak sobie zasnę. W całej tej uroczej stronie spania z moją dwójką, istnieje strona mniej jaśniejąca, zazwyczaj zwana niewygodą. Otóż chłopaki, nie wiedzieć czemu i kiedy wyciągnęli się, wydłużyli i zajmują strasznie dużo miejsca. Zazwyczaj śpię tylko z młodszym, bo starszy tuli się w nocy do taty, ale dziś mąż ma wychodne, więc przytulanki wzięłam na siebie. I teraz nie wiem, czy łóżko nas pomieści.
Moje dzieci rosną, zmieniają się, dorośleją. Pięknie jest na to patrzeć, choć wiele w tym pożegnań i ulotności. Co nie zmienia faktu, że cały dzień z nimi sprawia, że nie jestem pewna, jak się nazywam. Może najlepiej zrobię, jak tym razem ja się ulotnię. W jakiś ciekawy, choć niewygodny sen. Pełen śmiechów i hiszków. Być może jeden z tych ostatnich z przytulankiem. A może wcale nie. Może ich jeszcze morze przede mną. Kto wie.