Babie lato

przez | 21 września 2020

Jestem jak niedźwiedź. Zima się zbliża i natychmiast robię się strasznie senna. Chce mi się spać rano, zaraz po przebudzeniu, w południe, gdy słońce tak rozkosxnie grzeje i rozleniwia i wieczorem. Chce mi się spać w metrze i w wannie. Nad książką i przy filmie. Kiedy kładę głowę na poduszce, moje powiekki natychmiast opadają i muszę włożyć wiele wysiłku w ich podniesienie.

Mój mózg szykuje się do zimowego snu. Popada w myślowe odrętwienie. Wszystko w nim się dzieje w zwolnionym tempie. Klatka po klatce, myśl, klik, myśl. Z trudem przypominam sobie słowa, sytuacje, wydarzenia. Czasami nie jestem pewna, co mi się śniło, a co zadziało realnie. Czasem coś robię w myśli. Potem wydaje mi się, że zrobiłam to naprawdę. Dlatego często wychodzę na gbura. Dzień dobry pomyślałam. Albo dziękuję.

Dziś, kiedy jechałam metrem, w wagonie stała dziewczyna w czarnej sukience. Miała białe afidasy i białe słuchawki podłączone do turkusowego telefonu. Jechała i bujała się w rytm snującej się w przewodach muzyki. Była w tym metrze, ale trochę jej nie było. Przyjemnie się na nią patrzyło. Była muzyką. Cały czas nie jestem pewna, czy ona tam była. Może przysnęłam pomiędzy stacjami.

Schody w mojej kamienicy, jak co roku, wyciągają się na zimę. Ich kolejne stopnie nabierają wysokości, a powietrze robi się bardziej rozrzedzone z każdym piętrem. Zdobycie drzwi naszego mieszkania okazuje się być wyczynem dokonanym w pocie pod za ciepłą bluzą, z plecakiem, torbą, misiem, bucikami i dzieckiem na rękach. Moi sąsiedzi również szykują się na zimę, dlatego już teraz szczeknie zamykają wszystkie klatkowe okna.

Słońce szykuje się na zimę i schodzi coraz niżej. Krócej świeci i wydłuża cienie. Grzeje inaczej, z mroźnym powiewem ukrytym w środku nocy. Nie rozgrzewa do czerwoności. Łagodnieje. Skórę dotyka delikatnie, z jesienną niepewnością. Nie rozgrzewa kości.

Noce stają się długie. Dłuższe niż cienie. Wyciągają się tak w każdą stronę, jakby liczyły, że kiedyś złapią się za ręce. Robi się coraz ciemniej, a nasze życie, z każdym dniem bardziej, tonie w blasku elektryczności. Zamykamy okna, by zatrzymać ciemność i chłód na zewnątrz.

Więcej się przytulamy. Potrzebujemy więcej ciepła. Przetrząsamy szafy w poszukiwaniu czapek i zimowych kombinezonów. Znajdujemy pojedyncze rękawiczki i zaschnięte zeszłej jesieni liście. Dostrzegamy jak bardzo urosły nam dzieci. Odkrywamy za małe swetry.

Przyglądamy się odbiciom w lustrach. Zastanawiamy, do kiedy dotrwa letnia opalenizna. W rysach twarzy znajdujemy nowe rysy i pęknięcia. Więcej się kremujemy. Jeśli w pasmach włosów znajdujemy białe nici, od razu wiemy. To tylko pajęcza przędza. Pajęcza przędza i wiatr.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *