Piach pod powieką

przez | 26 marca 2021

Dzień rozpoczął się skomplikowanym porankiem, w którym było tyle emocji, że nie dało się go dopiąć. Poły poranka napinały się, kiedy próbowałam zapiąć go na guziki i za każdym razem coś wymykało mi się z rąk, albo guzik, albo dziurka. Albo oba kawałki na raz. Kiedy spróbowałam przerzucić się na zamek błyskawiczny, też mi nie wyszło. Mimo że suwak podjechał na samą górę, ząbki rozlazły się, ukazując wnętrze poranka otoczone ich groteskowym, żelaznym uśmiechem.

Przed domem powitały mnie zastępy krokusów i żonkili, niosąc na twarzach kolory wiosny. Żółć i fiolet o pomarańczowym wnętrzu kołysały się na wietrze, który miał ochotę powyrywać te wiosenne transparenty z ziemi i porozrzucać po trawnikach w ramach tłumienia zamieszek o ciepło. Słońce nie poparło dziś strajkujących. Schowało się gdzieś za szarą pierzyną chmur, utrzymując bezpieczny dystans od zawirusowanej Ziemi na 149 600 000 km. Obyło się więc bez maseczki na zarośniętej futerkiem twarzy.

Popołudnie dopadło mnie sennością i bólem głowy. Przytuliłam się do drzemiącego synka i odpłynęłam w oniryczne światy pełne powolnych zdarzeń, wysokiej trawy i brnięcia przez trudne podłoża ku jakiemuś celowi. Drobinki piasku sypały się spod moich stóp na boki, pozwalając nogom zapadać głębiej. Kiedy w końcu się przebudziłam, miałam wrażenie, że część piachu dostała mi się pod powieki. Z tym uczuciem zostałam do teraz. Może przy ponownym zaśnięciu przejdę rytuał oczyszczenia i obmyję się z piachu jak kamyk lub muszla w trakcie przypływu.

Wieczór niczego nie domknął, choć upłynął względnie spokojnie. Widać czasem nie da się wszystkiego pootwierać i pozamykać w przeciągu 12 godzin. Kółkowy księżyc uradował mojego syna, kiedy pokazał mu się na niebie. Przynajmniej on nie obawiał się zaprezentować dziś swojej twarzy. Może ma ziemskie przeciwciała. A może po prostu chojraczy.

Zamykam się jak ostryga pomiędzy muszlami śpiących synów. Oddychają obaj w podobnym rytmie kołysania wody i szumu oceanu. Czuję łaskotanie glonów i śliski dotyk brzucha wieloryba. Przepływa nade mną. Jego obłe cielsko porusza piasek z dna i zasypuje moje wnętrze. Za chwilę wir obmywa mnie z sypkości dnia. Lecę kawałek dalej. Do jutra.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *