Akwarium, kawałek sztuki

przez | 9 marca 2021

Ha ha ha, uśmiałam się właśnie do łez. Wygrzebałam poniższy tekst z czeluści na wpół żywego laptopa i przeczytałam. To w sumie kilka luźnych scenek pisanych prawie 20 lat temu. Miała to być sztuka, ale nie została nigdy ukończona. Niemniej cieszę się z tego, co jest, bo zobaczyłam ten czas i klimat jak żywy. Nie mam pojęcia, jak to się czyta komuś, kto w ogóle nie zna naszej rodziny. Czy dla takich osób wszystko jest jasne? Dajcie znać, pliska. Nie poprawiam już nic, choć pewna kosmetyka by się przydała. Jednak długość tekstu wykańcza moją komórkę- zawiesza się i goreje. Ledwo piszę to, co właśnie czytacie. Zatem, przyjemnej lektury!

SCENA 1

Na scenie stoi wanna, w niej drepce dziewoja, lat ok. 24, jakby ugniatała kapustę. W tle muzyka Wysockiego, dziewczyna wtrąca się czasem w stylu „ja prawaju”, co oznacza, że piosenki zna ok., ale rosyjskiego raczej nie. Dzwoni dzwonek i wchodzi elegancki Krzyś.

Krzyś:

No cześć, co słychać? Kiedy wraca? Buziak.

Dorota:

Będzie około 17, bo pisał, że wyjeżdża o 11. Chodź pomożesz mi wyżąć koc. Belcia narzygała.

Krzyś: (podkasując rękawy)

No to dawaj.

Dorota:

Zdejmuj skarpetki, będziemy ugniatać.

Dorota wskakuje do wanny.

Krzyś:

Myślałem, że chcesz wykręcać.

Dorota:

Kiedyś Piotr prosił, bym mu uprała trzy swetry. Odkryłam wtedy metodę ugniatania i zostałam przy niej. No właź, to całkiem fajne.

Krzyś:

Nie dzięki.

Dorota:

Co tam?

Krzyś:

Nic, moi mnie wkurzyli.

Dorota:

Że co?

Krzyś:

Że mam poprawkę.

Dorota:

No to ją zdasz.

Krzyś:

Ale to moje trzecie studia.

Dorota:

Ja jestem na drugich, ale wciąż bez licencjatu.

Krzyś:

No właśnie, co z twoim licencjatem?

Dorota:

Czasem o nim myślę.

Krzyś:

Ale kiedyś napiszesz?

Dorota:

Nie wiem. Pora chyba rozwiesić. Obudziłam się specjalnie wcześniej, by porządnie wyżąć i tak od siódmej tu drepcę, a już szesnasta. Chyba wystarczy.

Krzyś:

A jak tam Piotr?

Dorota:

Pisze.

Krzyś:

Ale ok.?

Dorota:

Jasne.

Krzyś:

Tato na ile przyjeżdża?

Dorota:

Na trzy dni lub na tydzień. Po drodze jest święto i weekend, żeby nie było łatwo.

Krzyś:

Muszę już lecieć, bo będą wściekli.

Dorota:

Ok., dzięki za pomoc.

Zamyka drzwi za Krzysiem i wykręca rogi koca. Słychać zgrzyt zamka w drzwiach. Wchodzi tato.

Dorota:

No cześć, co tak wcześnie?

Tato:

Droga była dobra. Tylko trzy wypadki. Zatrzymałem się na chwilę w McDonaldzie na kawę. Potem potwornie chciało mi się siusiu, ale dowiozłem (idzie do kibelka i nadal mówi). Wiesz tam u nas na obozie to jest problem z kąpielą w niedziele

Dorota:

Aha..

Tato:

Trzeba palić w piecu i palacz chyba święty dzień święci i nie ma w niedzielę ciepłej wody.

Dorota:

A tak ogólnie, co słychać?

Tato:

Dobrze (tato rozbiera się do slipek) dzieci zadowolone. Były co prawda kłótnie, o to gdzie kto ma rozstawiać namioty, dziewczynki pobiły chłopców śledziami i na tym się skończyło. Kasia, co prawda, była zła, ale myślę, że niepotrzebnie się denerwuje, skoro dzieci same potrafią się ułożyć. Szczególnie, że tylko jeden chłopiec miał podbite oko i jedna dziewczynka wbitego śledzia w nogę. Ale zaradziliśmy. W końcu pomoc medyczna jest na miejscu.

Dorota:

Jasne.

Tato: (myjąc naczynia i kuchenkę)

Mam nadzieję, że uda mi się zrobić tę pracę do czwartku, inaczej zostanę do poniedziałku. Ale może uda się umyć okna, to Kasia będzie szczęśliwa.

Dorota:

Yhm.

Tato:

A co u ciebie?

Dorota:

W porządku. Koty grzeczne. Wczoraj Kula zbiła doniczkę i rozsypała ziemię. Belcia natomiast super bawiła się wyrzuconym kwiatkiem, zawlokła go do sypialni i była bardzo z siebie dumna. Nie mogłam nie być dumna razem z nią. Potem, by uczcić zwycięstwo, obżarła się tak, że narzygała na koc i musiałam go uprać. Kulka nie mogła zostać w tyle i narzygała do buta mamy. Ponadto spokojnie.

Tato:

Tak, Kula, byłaś niegrzeczna?

Dorota:

Jasne. Teraz to niewiniątko. I jeszcze takie zmęczone, że robisz mu krzywdę, bo budzisz. Daj jej spokój, śpi.

Tato włącza telewizor.

Dorota:

Nic nie ma.

Tato:

Ludzie tak jeżdżą, że tylko mieć karabin i strzelać. Tak mi facet wyjechał, zza mnie, że prawie rozjechał przechodniów, których chciałem przepuścić przez pasy, po czym wyleciał i oznajmił, że nie znam przepisów, bo na prostej nie można hamować…

Dorota:

Było się spytać, co robi na widok czerwonego światła..

Dorota:

Tak mnie zdenerwował. Ale tylko puknąłem się w głowę i powiedziałem…

Dorota:

Albo krowy na środku jezdni.

Tato:

do widzenia. To nie warto z takim gadać. Chociaż wiele bym miał takiemu do powiedzenia. A gdybym miał karabin… niech politykiem zostanie, jak tak na prostej pruje…

Dorota:

Woda się gotuje.

SCENA 2

Tato:

Oczywiście nie wyrobie się do środy i muszę zostać na te cztery dni. Przynajmniej umyję okna, to Kasia się ucieszy.

Dorota:

No. Wyleciała szyba z drzwi sypialni. I ta kratka się połamała.

Tato:

Jaka kratka?

Dorota:

Ta drewniana, co trzyma szybę w drzwiach.

Tato:

Cholera. Musiał się przeciąg zrobić. Już kilka razy ta kratka wypadała, bo silikon nie trzymał. Trzeba będzie na gwoździki przybić.

Dorota:

Mnie też nie było. Pomyśl, jak się musiały koty wystraszyć.

Tato:

Na pewno. Nic, muszę pojechać po szybę i nową kratkę.

Dorota:

Może od razu wstawimy tę szybę od kibla? Wypadła chyba trzy lata temu.

Tato:

Jak mi starczy forsy.

(Tato wychodzi, dzwoni dzwonek i wchodzi Krzyś)

Krzyś:

Cześć, jak tam?

Dorota:

Dobrze. Zostaje do poniedziałku.

Krzyś:

Zmartwiona?

Dorota:

Trochę, ale trudno.

Krzyś:

A jak Piotr?

Dorota:

Pisze. Ale w porządku.

Krzyś:

Ja się uczę. Gdzie pojechał ojciec?

Dorota:

Pojechał po szyby, bo w sypialni wypadła, a przy okazji wstawimy do kibla.

Krzyś:

No co ty? Będzie w kiblu szyba? A ja już się przyzwyczaiłem, że u ciebie tak publicznie… Nic, muszę lecieć. Pa. O, dzień dobry panu.

Tato:

Dzień dobry, Krzyś. Przesuń się, ok.?

Krzyś:

Ja to już lecę, do widzenia.

Tato:

Do widzenia. Pomóż mi Dorota, trzeba to gdzieś położyć.

Dorota:

Może na łóżku?

Tato:

Oczywiście tę szybę do kibla wziąłem najpierw za dużą i musiałem wracać i pan mi przycinał.

Dorota:

A kratki?

Tato:

Mam. Muszę je pobejcować, by były ciemne.

(ustawia kratkę i zaczyna ją bejcować)

Tato:

Słyszałaś o tym ministrze?

Dorota:

Nie.

Tato:

Ostatnio afera była, bo oczywiście zdefraudował wielkie pieniądze z jakichś funduszy z Unii, teraz go chcą zrobić wicezastępcą burmistrza. Ten kraj naprawdę… Wszystko układy, korupcja, z rączki do rączki… Gdybym miał karabin… A społeczeństwo nie reaguje.

Dorota:

Myślę, że ludzie czują się bezsilni.

Tato:

No tak, ale jak mają jakiegoś sąsiada, który jest zwykłym facetem i narzeka jak ja i on na przykład dostaje władzę, i robi wszystko przecząc temu, co mówił, jak narzekał, to myślisz, że pójdą i powiedzą mu, że jest świnia? Nie, będą tym bardziej mili, bo może coś im skapnie. No, teraz musi wyschnąć.

Dorota:

Chcesz coś zjeść?

Tato:

Kupiłem sobie kurczaka. Chcesz kawałek?

Kasia:

Nie, dzięki.

(Tato włącza telewizor i zajada kurczaka)

Dorota:

Nic nie ma.

Tato:

Ostatnio oglądałem taki dziwny film. Była dziewczyna z taką trochę zwariowaną matką. Ale do tej dziewczyny przychodził chłopak i ta matka go nie chciała. Aha, bo w ogóle ta matka w młodości spadła z szopy i miała wystającą łopatkę. A to się zdarzyło przez jakiegoś chłopaka i ona zaczęła źle reagować na chłopaków. No i tego też nie lubiła. A ta dziewczyna całkiem ładna, nawet mi się podobała. Tylko coś dziwnego miała w zgryzie. Takie o. Dolna szczęka trochę do środka.

Dorota:

A to co?

Tato:

Kupiłem silikon, bo postanowiłem umyć wreszcie to stulitrowe akwarium. A to twoje, małe, co stoi i zajmuje miejsce w łazience można wywalić?

Dorota:

Tak

Tato:

To cerata, bo tą starą to już trzeba wyrzucić, a na czymś to akwarium stać musi. Ładna?

Dorota:

Przezroczysta.

(tato wyciera ręce, wynosi kurczaka, sprawdza, czy kratka wyschła i zaczyna bejcować po raz drugi)

Tato:

No i ta dziewczyna miała dość tej matki. I ten chłopak ją wspierał w trudnych chwilach. A matka była coraz bardziej wściekła. Nawet jakoś tak podstępnie próbowała zniechęcić dziewczynę do tego chłopaka. Mówiła, że wytłukł szybę, a to ona ją wytłukła. Daj jakąś torbę, to będziemy do niej wrzucać kamienie z akwarium. Swoją drogą nie wiem, czemu twoja mamusia ma takie miękkie serce i przygarnęła tę pielęgnicę. To było takie piękne akwarium. A tak je zaraza zniszczyła.

Dorota:

Co z tymi kamieniami? Myjemy je?

Tato:

Wyrzuć. Kupiłem nowy żwirek. A! Na śmierć zapomniałem, kupiłem też dwie roślinki. Trzeba je wsadzić do wody. Tylko w czym je trzymać?

Dorota:

Może w garnku do zupy?

Tato:

Może być. Daj, teraz przeniosę je do wanny i umyję. Ty możesz zdjąć tę ceratę i ułożyć nową. Nie wiem, czy po tylu latach akwarium nie przecieka. Będziemy musieli to sprawdzić.

Dorota:

Może ustawimy na starej ceracie, by nie zalać podłogi?

Tato:

Dobra. A i słuchaj. Ten chłopak, też już miał trochę tego dosyć i wolał tej mamie nie wchodzić w pole widzenia. A ta dziewczyna myślała, że on jej już nie chce i popadała w depresję. Ale brudne to akwarium. I wtedy poznała takie mieszane towarzystwo, taki trochę gang, czy coś. I oni jej dali narkotyki. Ale żeby za nie zapłacić musiała… (przenosi akwarium i ustawia na ceracie) Dobra nosimy wodę. Chyba w wiadrach będzie najlepiej. Ciekawe ile to wiadro ma litrów?

Dorota:

Możemy liczyć, ile ich wlejemy. Akwarium ma sto, to będzie wiadomo ile ma wiadro.

Tato:

Ok. niosę pierwsze. …musiała napaść staruszkę i zabrać jej torbę, to będzie należeć do gangu i dadzą jej narkotyki. Na poprawę nastroju, jak jej powiedzieli.

Dorota:

Drugie.

Tato:

Ja trzecie. Chyba mają po dziesięć litrów, tak mi to wygląda. Na obozie mamy takie po dwadzieścia i dzieci nie mogą ich nosić, więc ja noszę.

Dorota:

Czwarte. A jak w ogóle tam się dogadujecie?

Tato:

Piąte. Dobrze. Na początku było trochę nieporozumień. Mówiłem ci o palaczu? Ale też mamy dziwne godziny posiłków.

Dorota:

Szóste.

Tato:

Jest bardzo duża przerwa między śniadaniem a obiadem i dzieci były po prostu głodne. Szykujemy im teraz drugie śniadanie i jest ok. Siódme.

Dorota:

Ósme. Myślę, że rzeczywiście mają po dziesięć litrów.

Tato:

Dziewiąte. Na to wygląda. I ta dziewczyna, wyobraź sobie, napadła na tę staruszkę. Ale to wszystko widział ten jej chłopak.

Dorota:

Dziesiąte. Mają po dziesięć litrów.

Tato:

I ten chłopak bardzo się zmartwił, bo on chyba rzeczywiście był zakochany w tej dziewczynie.

Dorota:

Tu przecieka.

Tato:

Tak. Musimy w ogóle poczekać, bo może być więcej takich miejsc. Chodź, pomożesz mi wstawić tę szybę i przybić kratkę.

Dorota:

Gdzie mam trzymać?

Tato:

Tu i tu. Bardzo się zmartwił.

Dorota:

Kto?

Tato:

No ten chłopak. Ale, wyobraź sobie, że zamiast coś z tym zrobić, no nie wiem, pójść do matki i jej wygarnąć, to on też poszedł do tego gangu. Dobra mogę wstawić (te drzwi). Bo on chciał być przy tej dziewczynie. Dawaj, teraz tu.

Dorota: 

Tylko szyby nie zbij. I co, też napadł na staruszkę?

Tato:

Staram się. Też. Tylko jakoś tak niefortunnie, że się zabiła. Tu przecieka.

Dorota:

I tu.

Tato:

Będę musiał wszystkie krawędzie silikonować. Dobra wylewamy. Przynieś miskę. Będziemy do niej przelewać. A potem do zlewu.

Dorota:

Może byśmy znosili na dwór i podlewali trawę. Jest taka zasuszona. Ciągle ją tylko koszą.

Tato:

Mieszkamy na drugim piętrze. Cały gang uciekł.

Dorota:

Jaki gang. Z naszego piętra?!

Tato:

Nie no, przecież film ci opowiadam.

Dorota:

A.

Tato:

Gang uciekł i tylko ten chłopak i ta dziewczyna zostali. Dobra, trzeba poczekać, aż wyschnie, to zasilikonuję.

(siada, zmienia program w telewizji i zaczyna oglądać film od środka).

AKT II

SCENA1

Dorota:

Wydaje mi się, że glonojad ma plamkę. O tu, z prawej strony, nad płetwą.

Kasia:

Gdzie?

Dorota:

Poczekaj, bo się odwrócił. O tu, widzisz?

Kasia:

Trochę mi glony przeszkadzają… No może… Swoją drogą potwornie się to akwarium zagloniło.

Tato:

Trzeba pojechać do tego pana.

Kasia:

Tak, ale nie wiadomo, czy on dzisiaj pracuje.

Tato:

No to trzeba zadzwonić i się spytać.

Kasia:

Gdzie ta plamka?

Dorota:

O tu, z prawej strony.

Kasia:

Nic nie widzę.

Dorota:

No tu, nad płetwą.

Kasia:

Glony mi zasłaniają.

Tato:

Mówiłem, żeby zadzwonić. Szkoda, że nie wiemy jak się pan nazywa.

Kasia:

Nic nie widzę przez te glony, nawet glonojada.

Dorota:

Oj, bo odpłynął, tam.

Kasia:

Gdzie?

Tato:

Dorotko zadzwoń i spytaj się, czy jest dzisiaj starszy pan. Mnie nie wypada, bo sam jestem starszy.

Kasia:

Gdzie ta plamka?

Dorota:

No tu, to spytaj o pana dojrzałego.

Kasia:

Nic nie widzę.

Dorota:

No mamuś, tu jest.

Tato:

Może powinnaś zbadać sobie wzrok?

Kasia:

Przecież od dawna mówię, że te okulary już mi nie pomagają.

Tato:

No to trzeba kupić nowe.

Kasia:

Za co?!

Tato:

Kasiu, zdrowie jest najważniejsze.

Kasia:

Tak, ale jakoś nigdy nie znalazłeś czasu, żeby pojechać ze mną na badanie, chociaż od dawna o tym mówię.

Tato:

Pojechalibyśmy, gdybyś powiedziała…

Dorota:

Może od razu dowiemy się jak usunąć ślimaki?

Kasia:

Ślimaków też nie widzę, nic nie widzę.

Tato:

No to pojedźmy na badania.

Dorota:

A może od razu też do pana od rybek?

Kasia:

Pewnie go nie będzie.

Tato:

To zadzwoń i spytaj o niego.

Kasia:

Wiesz, że nie lubię dzwonić. Czemu mnie przymuszasz do czegoś, czego nie lubię.

Tato:

Do niczego cię nie przymuszam.

Dorota:

Po prostu podjedźmy i zobaczymy.

Kasia:

Jak mnie nie przymuszasz, skoro karzesz mi dzwonić?! Ja nawet nie widzę, gdzie jest ten telefon na wizytówce.

Tato:

Już nie szukaj. Po prostu podjedźmy i sprawdźmy. Potem pojedziemy do okulisty.

Kasia:

Gdzie moja torebka?

Tato:

Torebki też nie widzisz?

Kasia:

Bardzo zabawne. Chyba musimy mieć jakieś pieniądze. Nie wiem już skąd je brać.

Dorota:

Chodźcie już.

SCENA 2

( Tato stoi w bokserkach w kaczory donaldy i wali dłońmi w ściany, mama coś skrzętnie notuje)

Dorota:

Cześć, co robicie?

Tato:

Polujemy na owady, Kasiu, następny.

Kasia:

Już 122-gi dzisiaj.

Dorota:

Jakie owady?

Tato:

Coś nam się zagnieździło w mące, następny!

Kasia:

123-ci.

Tato:

Wyrzuciłem już wszystkie kasze, mąki i ryż. Ale nadal latają.

Dorota:

Ja dziś też jakieś dwa załatwiłam, bo mi latały po pokoju.

Tato:

Kasiu, dopisz dwa Doroty.

Kasia:

125.

Dorota:

A mama, co robi?

Tato:

Zapisuje. Walczymy z nimi od wczoraj. Zapisujemy liczbę zabitych. Chcemy odkryć, kiedy przyjdzie przesilenie. 126-ty Kasiu!

Kasia:

Dobra. Wczoraj było 1223, dzisiaj niby mniej, ale jeszcze cała noc.

Dorota:

Tato tak będzie całą noc?

Kasia:

A co ty sobie myślisz? Wczoraj też nie spaliśmy. Rozumiem, że nas wesprzesz. Sytuacje kryzysowe wymagają poświęceń.

Dzwoni domofon.

Dorota:

Cześć, właź.

Tato:

A to kto?

Dorota:

To Krzyś, na chwilę. A koty nie łapią owadów?

Tato:

Koty śpią.

Zjawia się elegancki Krzyś.

Dorota:

Cześć Krzyś.

Krzyś:

Dobry wieczór państwu.

Rodzice:

Dobry wieczór.

Dorota:

Choć zapalić na balkon.

Krzyś:

Co oni robią?

Dorota:

Mamy plagę. Tato ubija owady, a mama notuje liczbę zgonów.

Krzyś:

Po co?

Dorota:

Chcą się dowiedzieć, kiedy nastąpi kryzys.

Krzyś:

Aha. Co u ciebie? Jak Piotr?

Dorota:

Ok. pisze.

Krzyś:

Ale w porządku?

Dorota:

Jasne.

Tato:

Kasiu, trzy następne. Za jednym zamachem!

Dorota:

Ty jak?

Krzyś:

Dobrze. Uczę się do poprawki. Muszę już lecieć.

Kasia:

Zobacz Janek, coś lata koło twojej nogi!

Tato:

Gdzie?

Dorota:

No, przy prawym kolanie!

Krzyś:

To pa. Dobranoc państwu.

Tato:

Dobranoc, dobranoc. Nie widzę!

Kasia:

Już odleciał. Trzeba było uważniej patrzeć. O, znowu go masz, przy uchu!

Tato:

Czekaj, bo mi inny uciekł. Jest!

Kasia:

143-ci. A ty, co tak stoisz, wskakuj na krzesło i poluj.

Dorota:

Mam się rozebrać?

Kasia:

Przecież on tak zawsze paraduje po mieszkaniu.

Dorota:

Myślałam, że to strój łowiecki…

Kasia:

Wystarczy, żebyś pomogła to wyplenić. Trzeba coś czasem zrobić dla domu.

SCENA 3

Dorota na krześle, bije rękami w ściany. Wchodzą rodzice w mundurkach harcerskich.

Kasia:

I jak ci idzie?

Dorota:

Całkiem dobrze. Doszłam do wprawy. 86-ć… Nie miał kto zapisywać, więc zapamiętuję liczbę. 87,88… zaczynam je wszędzie widzieć… Jak zebranie z rodzicami?

Kasia:

No miło. Trochę nam się dzieci pozgłaszało na zimowisko.

Tato:

Ta, ale ta Zapatrzyńska robi nam konkurencję. Nie wiem, czy ci Marek mówił, że podeszła do niego i zaproponowała, że jak będziemy mieli…

Dorota:

89-ć

Tato:

… za mało dzieci, to możemy się do niej podłączyć.

Kasia:

Bezczelna. Niech politykiem zostanie.

Dorota:

90-siąt.

Kasia:

I podpuszcza.

Dorota:

91-en. Mamuś zapisz, bo już mnie zmęczyło to zapamiętywanie.

Kasia:

Zaraz, muszę się przebrać. A Bujanowicz się zapisała?

Tato:

Nie, chyba nie…

Kasia:

Przecież matka mówiła, że Ela pojedzie.

Tato:

Zaraz sprawdzę.

Dorota:

93. Mamuś możesz to zapisać?

Tato:

Nie, nie mam Bujanowicz.

Kasia:

To dziwne. Już zapisuję. A Krzyś?

Tato:

Jak on się nazywa?

Kasia:

Kozakiewicz.

Tato:

Kozakiewicza mam. On ma bardzo miłą mamę.

Kasia:

Oj tak, pani Kozakiewicz jest bardzo sympatyczna. Taka kobieta na poziomie. Zresztą jej mąż, też jest pełen uroku…

Dorota:

Mamuś, miałaś zapisać! Mam dość. Sami sobie machajcie rękami i liczcie do setki.

Kasia:

Już się nie obrażaj.

Dorota:

Bo proszę cię, a ty o jakiś Kozakiewiczach. Że wam się to harcerstwo jeszcze nie znudziło.

Kasia:

Dawno temu złożyłam zobowiązanie instruktorskie. Nie zwykłam, nie wywiązywać się z przyrzeczeń.

Dorota:

Ale tylko się tym denerwujecie.

Tato:

Patrz, a Januś Marta też się nie zgłosiła.

Kasia:

Naprawdę? Pewnie zadzwonią.

Dorota:

Mamu…

Mama:

Patrz, zapisuję. Ile tam naliczyłaś?

Dorota:

96. plus jeden Belci.

Tato:

O, Belcia się ruszyła i zapolowała?

Dorota:

No wyobraźcie sobie. Goniła owada po kuchni. Skoczyła na garnek z zupą. Obsunęła się pokrywka i Belcia wpadła do środka z owadem w zębach. Była cała w ogórkach. 97. Musiałam ją wykąpać. Umęczyłam się zresztą potwornie, bo wcale nie chciała. Obraziła się i poszła spać.

Tato:

No to możemy już nie liczyć na pomoc z jej strony…

Dorota:

A kiedyś liczyliśmy?

Kasia:

A pamiętacie, jak mi myszka wpadła do gulaszu?

Dorota:

Możecie odgrzać sobie pierogi. Zupę musiałam wylać. Próbowałam coś zaradzić, ale była tak pełna sierści, że do sądnego dnia bym wybierała. Już wolę polować na owady. Następny!

Kasia:

98-y. Ale wreszcie zaczyna ich być mniej. Myślę, że kryzys mamy za sobą.

Tato:

Żałuję trochę, że Ola Sostyń nie pojedzie.

Kasia:

Do Włoch ją zabierają.

Tato:

Tak, ale ona chciała jechać z nami. Dziwni są czasem ci rodzice.

Kasia:

Karmiłaś rybki?

Dorota:

Tak. Trzeba by kupić jakąś towarzyszkę dla bocji, bo ciągle się chowa.

Kasia:

Trzeba by pojechać po moje okulary. Skąd ja na to mam brać?

Dorota:

Ale nie chciałabyś być tak samotna jak bocja.

Tato:

Dodamy jej towarzystwa, ale w przyszłym miesiącu. Na razie trzeba pojechać po okulary Mamy.

Kasia:

Właśnie. Lepiej bym się czuła mając dobre okulary. Przecież ja nawet nie widzę klasówek, które dzieciom sprawdzam. A wy mi nic nie pomagacie.

Dorota:

I okna nadal nie umyte…

Kasia:

Właśnie, kiedy Janek, chcesz je umyć? Za rok? Wstydzę się przed ludźmi, kiedy przychodzą.

Dorota:

Szczególnie, że mamy tu nagminnie gości.

Kasia:

I tak się wstydzę. A ty napiszesz ten licencjat? Kim ty w ogóle chcesz być? Jaki jest twój status?

Dorota:

Mamuś!

Kasia:

Nie, odpowiedz mi. Żebyś chociaż rodzinę miała. Ale na to się chyba nie zanosi. Ten twój chłop, to w ogóle się tobą zajmuje? Przecież on tylko pisze.

Dorota:

Jestem z nim szczęśliwa.

Kasia:

Albo jakąś pracę. Przecież ty nawet ubezpieczenia nie masz.

Tato:

To prawda Dorotko. Nawet na emeryturę ci nic nie idzie.

Dorota:

Codziennie myślę o mojej emeryturze.

Domofon.

Tato:

A to kto znowu?

Dorota:

Krzyś. Mówił, że na chwilę wpadnie. Właź.

Krzyś:

Dzień dobry państwu.

Tato i mama:

Dzień dobry.

Krzyś:

Cześć, co tam słychać?

Dorota:

W porządku. Właśnie poruszaliśmy temat mojej emerytury.

Krzyś:

Super. Ja miałem scysję a propos poprawki.

Dorota:

Jeszcze jej nie miałeś?

Krzyś:

Odkładają termin. Jak Piotr?

Dorota:

Pisze.

Krzyś:

Ale w porządku?

Dorota:

Jasne. Co u ciebie?

Krzyś:

Dobrze. Muszę już lecieć. Pa. Dobranoc.

Kasia:

Dobranoc.(do Krzysia) Chcesz pierogi? (do Taty)

Tato:

Ja mam kurczaka.

Mama:

Skąd miałeś na niego pieniądze?

Tato:

Jakieś tam miałem. Pachniały te kurczaki tak pięknie, że nie mogłem się oprzeć.

Dorota:

Dobrze. Sama zjem pierogi. Chociaż wiesz jak nie lubię jeść sama.

Tato:

Mogę z tobą posiedzieć. To nie będziesz sama.

Mama:

To nie to samo.

Dorota:

Dzwoniła babcia Marysia. Zamówiła mszę za zmarłych na niedzielę.

Mama:

Czy twoja mama musi zawsze zamawiać msze w te dni, kiedy właśnie zamierzam posprzątać ten dom? Nigdy tu nie wysprzątam.

Tato:

Zaraz zadzwonię i powiem, że nas nie będzie.

Mama:

Nie dzwoń. Przecież trzeba się pomodlić za zmarłych. Nie wiem tylko, czemu akurat wtedy gdy mam sprzątać.

Tato:

To może zadzwonię.

Mama:

Powiedziałam żebyś nie dzwonił.

Dorota:

Chcesz zobaczyć, co namalowałam?

Mama:

Jak zjem. Swoją drogą mogłaby twoja mama dać nam odrobinę odetchnąć. Już trzeci tydzień pod rząd zamawia msze za zmarłych. Nigdy nie byłam tak pobożna jak ostatnio.

Tato:

To prawda, że szaleje z tymi mszami, ale co ja mogę.

Mama:

Myślałam, że umyjesz chociaż okno w sypialni w ten weekend.

Dorota:

Chcesz zobaczyć, czy nie?

Mama:

No pokaż. Znowu potworki. Nie mogłabyś czasem namalować jakiegoś pejzażu albo czegoś miłego? Może w poniedziałek ci się uda je umyć?

Tato:

W poniedziałek umówiłem się z tą kobitą z Błonia.

Mama:

Nigdy tych okien nie umyjemy. A moje okulary?

Tato:

Twoje okulary trzeba odebrać.

Mama:

Kiedy?

Tato:

Może we wtorek?

Dorota:

We wtorek mieliśmy jechać po rybki, bo to już przyszły miesiąc.

Mama:

Jasne, rybki ważniejsze ode mnie.

Tato:

Przecież możemy pojechać i po rybki, i po okulary.

Mama:

Przecież we wtorek jest spotkanie w hufcu!

SCENA 4

Dorota:

Tatuś! Wydaje mi się, że w tych drzwiach od pokoju komputerowego, co stoją na balkonie, zagnieździły się pszczoły.

Mama:

Matko święta!

Tato:

Mama, nie mdlej od razu. Jak to się zagnieździły?

Dorota:

Wchodzą i wychodzą przez te dziurki po klamce.

Mama:

Jak to nie mdlej? Nie wiesz, że jestem na nie uczulona?

Tato:

Pszczoła też stworzenie Boże.

Mama:

Ale ja mogę umrzeć!

Tato:

Żmija cię ukąsiła i nie umarłaś, to i pszczoła nie zrobi ci krzywdy.

Mama:

Nie pamiętasz jak zemdlałam nad jeziorem? A dlaczego? Bo mnie pszczoła użądliła. Trzeba coś zrobić.

Dorota:

Może założymy pasiekę?

Mama:

Janek, naprawdę trzeba coś zrobić.

Tato:

Dobra, dobra. Zasilikonuję dziury i będzie dobrze.

Dorota:

Będziemy mieli grobowiec pszczół.

Mama:

Bo to już dawno trzeba było te drzwi wstawić. Ile one stoją? 4 lata, od śmierci babci. Mówiłam ci, żebyś je wstawił.

Tato:

Ale muszę je pomalować.

Mama:

Tak jak od roku myjesz okna. A te pudła? Ile razy prosiłam, żebyś wyniósł je do piwnicy.

Tato:

Nie miałem kiedy. Przecież cały czas coś robię.

Mama:

Ta. Bawisz się na komputerze. Miałeś godzinę temu nastawić pranie.

Tato:

Już nastawiam. Po prostu zapomniałem.

Mama:

Nigdy nie możesz zrobić tego, o co cię proszę.

Tato:

Wbrew pozorom robię bardzo dużo.

Mama:

Tylko pikasz w ten komputer.

Dorota:

Patrzcie! Jedna wpadła do domu!

Tato:

Wcale nie pikam, to moja praca. Rzeczywiście!

Mama:

Matko święta! Wygońcie ją, sio!

Tato:

Jak będziesz tak machać rękami i się rzucać, to nie będę się dziwił jak cię użądli. To trzeba spokojnie.

Mama:

Jasne. Czekać i patrzeć jak gryzie.

Dorota:

Gryzą osy, nie pszczoły.

Tato:

Chodź, pszczółko, o tu, na dwór.

Mama:

A gdzie koty? Mogłyby zapolować.

Dorota:

Koty śpią.

Mama:

Zawsze, gdy mogą zrobić coś pożytecznego, śpią.

Dorota:

Mamuś, one w ogóle tylko śpią.

Tato:

Jeszcze jedzą.

Mama:

I niszczą roślinki. Ostatnio któraś zrzuciła mojego ukochanego storczyka z okna. Nie wiem, czy coś z niego jeszcze będzie.

Dorota:

Przecież storczyk to pasożyt. Może zaradzała pasożytnictwu?

Mama:

Jak cię strzelę! A ty, Janek, w ogóle podlewasz tego iglaka?

Tato:

Tak, ale odrobinę, raz w tygodniu.

Mama:

To dlatego tak się marnuje.

Tato:

Jego tak trzeba. On ma czas spoczynku i nie można go za bardzo podlewać.

Mama:

Przecież to roślina! Potrzebuje wody.

Tato:

Nie w czasie spoczynku. Czytałem w internecie. Pokazać ci?

Mama:

Wolę znaleźć w książce. Będziesz godzinami pipał i szukał w tym komputerze. Tylko stracę czas.

Dzwoni telefon.

Dorota:

To do mnie, Piotr.

Dorota wychodzi, Tato siada do komputera, Mama przebiera się w mundurek harcerski.

Tato:

O proszę. Widzisz, że to chwilę trwało? Możesz przeczytać o iglaku.

Mama:

Teraz nie mam czasu. Za chwilę mam zbiórkę, a jeszcze nic nie przygotowałam.

Tato:

Może ci w czymś pomóc?

Mama:

Nie przeszkadzaj! Muszę się zastanowić. Nastawiłeś pranie?

Tato:

Nastawiam. (wchodzi Dorota) Dorota zobacz ile mam tutaj wsypać, bo tak napisali, że nic nie widzę.

Dorota:

Pół kubka. Macie pozdrowienia od Piotra.

Mama:

On skończy kiedyś pisać tę książkę?

Dorota:

Kiedyś na pewno.

Tato:

A tu zobacz ile?

Mama:

On w ogóle wychodzi kiedyś z tej swojej norki?

Dorota:

¾ kubka. Czasami.

Mama:

Dziwne to. Rany! Ja muszę lecieć. Janek, czemu nie jesteś jeszcze ubrany? Spóźnię się!

Tato:

Kazałaś mi nastawić pranie. Już się ubieram.

Mama:

Nie mogę się spóźnić. Ale ja wyglądam! A kiedyś byłam taka chudziutka!

Dorota:

Mamuś, naprawdę dobrze wyglądasz.

Tato:

No właśnie Kasiu.

Mama:

Stara gruba baba w mundurku.

Tato:

Dobra, już chodźmy.

Mama:

Przecież to ja na ciebie czekam. A i tak się spóźnię.

Tato:

Rogatywkę bierzesz?

Mama:

Tak. Ale gdzie ona jest? O matko. Spóźnię się. Trudno, będę bez rogatywki.

Tato:

A klucze masz?

Mama:

Nie wiem, gdzie moja torebka. Nieważne. Jedźmy już, jedźmy.

Tato:

No przecież ja czekam na ciebie.

Mama:

Jedźmy.

Dorota:

Karmiliście rybki?

SCENA 5

Mama:

Zrobię zupę, a na drugie ugotuję pierogi.

Dorota:

Mamuś, przecież jedno danie wystarcza.

Mama:

Ale jednak zalecają dwa.

Dorota:

Przecież nigdy nie jadaliśmy obiadu z dwóch dań.

Mama:

Bez powodu nie znalazłam się w szpitalu.

Dorota:

Z powodu jednego dania na obiad?! A te wszystkie chipsy, orzeszki, serki? To twoje podjadanie?

Mama:

Zrobię dwa dania.

Dorota:

Tata! Mama chce cię paść dwoma daniami! Żeby ci ciśnienie nie skoczyło!

Tato:

Ja chcę kurczaka!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *