Okruch świata

przez | 5 marca 2021

W moim świecie jest dość bezpiecznie. Czasem potłucze się jakieś szkło i wtedy wszyscy wkładamy kapcie, a ja wyciągam odkurzacz. Czasem ktoś spadnie z taboretu lub kanapy. Kiedy indziej ktoś kogoś zaczepnie pacnie po głowie packą na muchy. Ktoś inny mu odda ugryzieniem wściekłości. Albo przynajmniej drapem. Mimo tych chwil zwady i zachwiania równowagą mojego świata, w których złość bywa tak żywa i pełna głosu, w moim świecie jest bezpiecznie.

Docierają do niego sygnały z zewnątrz. Dobijają się do drzwi natrętnie, jak muchy uderzające o szybę zamkniętego okna. Wciskają swoje brudne paluchy w ten mój słodki, pastelowy światek z landrynkowym posmakiem codzienności.

Przypominają, że tam za oknem też toczy się życie, od którego nie da się odciąć, a w którym czasem trzeba wezwać karetkę, jak w tej chwili. Ciemność mojej sypialni drga siną niebieskością syreny. Gdzieś coś się dzieje. Ktoś umiera, cierpi. Ktoś się o niego niepokoi. Może to nic, jakaś drobna choć wymagająca karetki sprawa. Może nic ostatecznego. A jednak…

Świat zewnętrzny potrafi dobijać się na różne sposoby do mojego świata. Spływa z torby listonosza prościutko pod moje drzwi mieniąc się wszystkimi odcieniami czerni, tego jakże twarzowego koloru straży miejskiej. Puka przydługim pismem, które w ostateczności okazuje się być informacją o mandacie. Na szczęście nie na równowartość nerki.

Dzwoni dzwonkiem telefonu. Długo i natarczywie. Odbieram po chwili, bo nie od razu słyszę. Gra muzyka, dzieci coś pokrzykują, a piła za oknem tnie krzewy w ramach wiosennych porządków pełnych maszyn brudzących środowisko spalinami i dźwiękiem. Dziwi mnie fakt, że rozmówca posiada mój numer. Niepokojące jest, że dzwoni. Dlatego pytam. I dowiaduję się o śmierci.

Teraz leżę i wspominam. Jakieś urywki historii, twarzy, uśmiechu. Wycinki rozmów. Obrazek charakterystycznej sylwetki pełnej bujnych, białych włosów i kuśtykania. Fotografię ostatniej rozmowy. Sposób palenia i mówienia. Gesty.

Są ludzie pełni życia. Okazuje się, że i oni są śmiertelni. Mają serca, które potrafią przestać bić jak zepsute zegary. Ludzie barwni jak kolorowe ptaki lub ryby z rodziny pyszczaków. Kiedy znikają zostaje po nich kolorowy powidok, który blaknie z każdym kolejnym mrugnięciem powieki.

W ten mój bezpieczny świat wkraczają czasem śmierć i smutek. Przypominają. Że to wszystko jest częścią większego planu. Wycinkiem życia pobranym do zrobienia testu. Kawalątkiem świata. Okruchem.

Okruch mojego bezpiecznego świata posypał się na parkowy stolik szachowy. Na oparciu krzesła przysiadła pierwsza wrona. W oddali słychać następne. Nawołują się.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *