Sen Krystyny I

przez | 24 stycznia 2021

Krystyna była niewysoka i miała kostropatą twarz. Krzywo patrzyła na wszystko, co koślawe. Albo pokreślone. Pokasływała często i sucho. Co poniektórzy myśleli, że ma koklusz albo szkorbut, a ona tylko szkoliła gardło. Lubiła jeść kokosanki i rozdawać kuksańce. Było to dość kontrowersyjne, szczególnie dla kolegów i koleżanek z kręgu Zachowań Koniecznych dla Kooperowania w Kole. Krystyna wywoływała swoim kuksającym zachowaniem kolosalne kłótnie i skonfudowanie, a czasami nawet skamienienie dyskutanta. Po stokroć do kroćset tak się nie kuksa! – pokrzykiwał kierownik okutany w kołnierz z kuropatwich piór. Ależ właśnie, ależ właśnie i dokładnie tak! – skandowała Krystyna, dokumentując swoje okrzyki kuksańcem okolicznościowym. Wyglądała przy tym rozkosznie, jak rozkręcona kocica w chwili syku na styku skoku i drapu. Skoligacona z kobrą albo okrutną skolopendrą o skostniałych szczękach. Kroczyła przy tym skocznie owiewając konwersanta zapachem Coco Chanel. Pod jej podkutymi mokasynami resztki spadłych ze stołów kokosów i kwiatów pękały niczym okruchy szkła, a utkany z włosów warkocz smagał stłoczonych w kole kolegów i skoncentrowane w kręgu koleżanki. Po tym skocznym końcu wypowiedzi, Krystyna skierowała się na klatkę schodową, na której to potknąwszy się, skręciła sobie kostkę. Skupiła się na szkodzie i wezwała koleżankę z karetki, by skoczyła po kule i ortezę. Skutecznie unieruchomiła kończynę i zakrzyknęła na taksówkę. W domu skrzętnie ułożyła sobie podkostnik z krzesła i deski z kotłowni. Pokuśtykała do kuchni zrobić zapas kawy na ławę obok legowiska. Potem skusiła się na kupione krokiety z kapustą i kiełbaskę z kurczaka i kokoszki. Po konsumpcji stłukła talerze, a skorupy skupiła w kuchennym kącie, bo schylanie kręgosłupa skutkowało bólem kostki nie do okiełznania. Zakotwiczyła się więc w kocyku, z nogą na krześle i kawą na ławie, a w rękę chwyciła książkę. Był to kryminał o królewiczu Karolu i skradzionej koronie króla. Kradzieży dokonał lokaj, bo zakochał się w kokocie, która z kolei pokonała konwenanse i inne kontrowersje i została kopistką, czyli kobietą z kopią. Krystyna skończyła czytać z wypiekami na kostropatej twarzy i skromnie spuściła powieki na roziskrzone oczy. Rozkojarzyła się marząco i ukołysana kojącym stukotem kapuśniaczku o okiennice zasnęła. We śnie skubała kłosy zboża i kępkę trawy. Poszukiwała skróconej wersji przepisu na kokosanki ukradzionego przez kierownika z kuropatwimi skrzydłami wokół skroni. W skrytości ukrytej komnaty wyznała mu, że jest kobietą, co nie czyni z niej kokoty. Rozkołysała się przy tym kolanami i biodrami jakby tańczyła polkę. Kierownik popatrywał z błyskiem ukontentowania na te podskoki. W końcu dokooptował się do kołysania i przyjął kuksańca od Krystyny z twarzą pokerzysty. Skoczyli w kłosy i zniknęli za kreską widnokręgu. Znikli jakby ich wkręciło. Albo skropliło. Gdzieś za wierzchołkiem K2. A może jeszcze dalej. Kto wie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *