Pływanie w normalności

przez | 14 grudnia 2020

Byłam dziś na basenie. Dziwnie to brzmi, jakbym znów wymyślała jakąś historię, ale to prawda. Byłam na basenie, bo mimo zamknięcia wszystkich obiektów sportowych, wciąż można się uczyć. Tańczyć, skakać, pływać. A mój starszy syn się uczy i zazwyczaj chodzi na te lekcje z dziadkiem. A dzisiaj był ze mną. Więc byłam na basenie.

Myślałam, że w środku będzie pusto. Kilka osób, jakieś dzieci i ich trenerzy czy instruktorzy. Ratownicy, oczywiście. I pani w okienku z biletami. Wszyscy byli. Ale tych pływających było naprawdę sporo. To mnie zaskoczyło.

Na basenie nikt nie nosi maseczek. Za to wszyscy muszą nosić czepki. Ale czepki były od zawsze, a maseczki od niedawna. I do tego maseczki zakrywają większą część twarzy. A czepki to prawie czapki. Wystarczy zmienić literę.

Pływałam niespiesznie, od jednego końca basenu do drugiego. Zanurzałam się, falowałam, pracowałam płucami i rękami, głową i nogami. Ale to jest przyjemne!

Czułam jak pracują moje mięśnie. Czułam jak pracuje moja klatka piersiowa. Wsłuchiwałam się we własny oddech. Słyszałam jak powietrze wpada do mojego wnętrza i jak z niego ulatuje. Myślałam o tym, że niedługo minie 5 lat, odkąd rzuciłam palenie. Podobno organizm uwalnia się całkowicie z toksyn po około pięciu latach. To dzieje się teraz. Mój organizm staje się wolny, czysty, mocniejszy, choć ogólnie to raczej słabnie każdego dnia. Ale jak widać, też się wzmacnia. Miałam wrażenie, że moje ciało jest mi wdzięczne za tę abstynencję. Niemal widziałam, jak się do mnie uśmiecha.

Myślałam i o tym, że kiedyś nie odnajdowałam się w takim pływaniu w te i z powrotem. Nudziłam się. Było mi trudno wytrzymać z własnymi myślami przez tyle czasu. Przecież ciągle uciekałam od siebie, Dziś poddawałam się kołysaniu wody i swobodnemu ciągowi myśli w mojej głowie. Z przyjemnością odkrywałam swoje spostrzeżenia, odkrycia i przemyślenia. Nad niektórymi się pochylałam, na inne tylko patrzyłam. Znajdowałam w tym siebie, taką jaką jestem. Bez żadnych kolorów, retuszów czy poprawek. Było mi z sobą dobrze.

Było mi dobrze również w tej normalnej, choć chwilowo niezwyczajnej sytuacji. Dopiero będąc w niej poczułam, jak wiele tracimy w izolacji i zamrożeniu. Jak bardzo potrzebuję zwykłych czynności i zwykłago otoczenia, by odpoczywać. By poczuć przynależność do świata społecznego, w którym czasem spotyka się innych ludzi i widzi ich usta i podbródki. A nawet uśmiech.

Na koniec długo przytulałam się z synkiem w jacuzzi. Woda wokół nas bulgotała, było cieplutko, a mój syn wczepiał się we mnie jak małpiatka. Mówił same miłe rzeczy. Cieszył się. Wcale nie miałam ochoty wychodzić. Mogłabym tak trwać w tej namiastce normalnego świata bez maseczki, oddzielonej od świata czterema ścianami wokół dziury w ziemi wypełnionej wodą.

W rezultacie musiałam dopłacić za przekroczenie czasu. Tego czasu relaksu, odpoczynku i wysiłku fizycznego. Czasu bliskości z synem. Czasu namiastki normalności. Zapłaciłam 3 zł za to, czego nie liczy się złotówkami. Zdecydowanie było warto.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *