Odczarowanie

przez | 7 listopada 2020

Dziś krótko. Pora późna, głowa zmęczona. Z dziedziny opadających. Dzień z rodzaju tych, które chciałoby się upakować. Upchnąć. Wyprawić w podróż. Wystrzelić w kosmos. I ja go może wystrzelę. Niech ma przynajmniej jakąś frajdę.

To nie był zły dzień. Miał wiele przyjemnych momentów. Przypomnę je sobie, wyłuskam, by zostały ze mną. Wspólne posiłki, wspólny czas, przytulanie. Dużo przytulania. Zabawa. Klocki, kredki, tańce. Śmiechy. Prezenty. „To dla ciebie, mamo”. „To nasze wspólne poduszki”. „Ja mu pozwalam, bo on lubi”. Ganianki. Tupot stópek po podłodze. Skakanie na łóżku. Chichoty. Zajadanie chrupasów i stworzenie własnej szafki w kuchni. Kurczę, ale w tym dniu dużo fajnego było. A myślałam, że głównie bajki i bijatyki. A to wcale nieprawdziwa nieprawda. Bo nie zawsze wszystko na be jest ble. Czasem jest całkiem bombastyczne. Lub błogie. Bardzo przyjemne.

Dobrze, że sobie ten dzień odczarowałam z ble. Że zeskrobałam ten zaschnięty na wierzchu szarobury kolor zmęczenia i frustracji. Że odkryłam pod spodem kolory radości, bliskości, miłości. Bo od razu mi lepiej. Mam poczucie spędzenia wspaniałego dnia. Mimo zmęczenia i dablju be. Które nawet, już teraz, nie wydają mi się takie ble. Widać były potrzebne. Do czegoś, o czym nawet nie wiem. Nie muszę. Przyjmuję na słowo honoru.

Wybacz więc kosmosie, że nie złożę ci w ofierze tego pięknego dnia. Że nie wyślę go w zamrożenie i wieczne orbitowanie w przestrzeni. Wolę sobie ten dzień wkleić do notatnika pamięci z jego obrazkami. Z tymi słodkimi minami, pozami w tańcu, zaciekawieniem w oczach. Teraz nawet szlochy, łzy i długie minuty zawodzenia, jęczenia i marudzenia wydają się być czymś cudownym. Wyznacznikiem obecnego czasu. Urodą tu i teraz. Ciepłym obrazkiem dzieciństwa z rodzeństwem.

Pewnie w tym obecnym, łagodnym spojrzeniu jakieś znaczenie odgrywa cisza, która teraz panuje w moim mieszkaniu. Niech trwa jak najdłużej. Regeneruje. Uspokaja. Usnę w niej zanurzona. Wtulona w dzieci i ciszę. Nabiorę sił na jutro. Które będzie również cudownym dniem. Nawet jeśli przez chwilę zapragnę je wysłać w kosmos. A pewnie tak będzie nie raz. Być może jakieś 65 razy. Albo i 70.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *