Wędrowanie zaczyna się od kilku kroków. Takich naprzód. Choć jeśli ktoś zacznie wędrówkę trochę w bok lub na opak, to też będzie w porządku. Kroki mogą być różne- szybkie, spacerowe, długie, drobiące, powolne. Mogą kroczyć miarowo, jednostajnie, mogą przystawać, być nierówne, zmienne. Mogą podbiegać. Mogą wybijać rytm. Mogą się wlec.
Wędrówka zazwyczaj opiera się o nogi. A nogi mają zazwyczaj buty. Choć nie jest to warunek konieczny. Można więc wędrować boso i w szpilkach, adidasach i balerinkach, trampkach i kaloszach, espadrylach i czółenkach. O barwach i materiałach nawet nie wspomnę, bo bym zarzuciła was tymi wszystkimi kolorami, kratkami, kropkami, paskami, zamszami, nubukami i całą resztą przemysłu dizajnersko- obuwniczego, a kto by to czytał? Chyba tylko wielbiciele wyliczanek i członkowie gildii Wielkiego buta. Nie mylić z Wielkim bucem.
Wracając do wędrówki, to wychodzi na jedno, że jest ona totalnie otwarta na wędrującego. Na jego styl i moment. Samopoczucie i nastrój. Powód i cel. Plan i bezplan. I całą resztę.
Wędrówka daje drogę. Długą lub wąską. Czasem pod górę, a czasem w dół. W każdym razie, zawsze coś znajdziemy pod stopami. Prezentuje widoki i zapewnia niebo nad głową. Choć o różnych barwach. Może być deszczowe. Może być słoneczne. I we mgle. Jak dziecko.
Kto zaczął wędrować, temu trudno skończyć. Wędrówka rozpoczyna się w wieku oseskowym, kiedy to uzyskujemy zdolność przemieszczania. Prowadzi nas przez szczeniackie lata do dziecięctwa. Potem krętą, wyboistą ścieżką nastolatkowości do dorosłości. I na tym się nie kończy. Prowadzi nas dalej i dalej. Do pochylonych wędrowaniem pleców i kostura ze sklepu rehabilitacyjnego w dłoni. Do ostatecznego pożegnania. Być może wtedy rozpoczyna się jakaś jeszcze inna wędrówka, ale tego nie wiem. Więc nie wchodzę.
W wędrowaniu czasem chodzi o cel, a czasem o samo wędrowanie. Wtedy właściwie zaczyna się snucie, choć nie do końca. Snucie jest raczej bez celu, a wędrowanie dla wędrowania może mieć cel. Tak przy okazji. Każde snucie jest więc wędrówką, ale nie każda wędrówka snuciem.
Oprócz snucia w wędrówkę wpisane jest chodzenie, łażenie, maszerowanie, stąpanie, kroczenie i drałowanie. Wędrówka ma w sobie włóczęgę i podróż. Ma w sobie mijanie. Przestrzeni i czasu. Zmienność. To znamienne.
Wędrujemy do sklepu i na cmentarz. Wędrujemy po górach i lasach. Po ulicach. Po wsiach. Po szlakach. Łąkach. Wszędobylskich trawach.
Wędrówka jest przemierzaniem świata, mierzonego odcinkami ścieżek, szos, dróg i bezdroży. Przemierzaniem czasu, pociętego na odcinki dni, godzin i wieków. Niektóre się ciągną, inne przechodzimy skokowo jak żaby i kangury.
W wędrowaniu można znaleźć przyjemność i udrękę. Można nabawić się odcisków, otarć i oparzeń słonecznych. Albo się przeziębić. Można też iść i cieszyć oczy widokiem. Rozprzestrzeniać wzrok. Snuć nitki myśli. Marzyć. Oddychać w rytm drogi.
Kiedy piszę, moje myśli wędrują po ekranie. Przypominają mrówki. Układają się w słowa, dobierają w zdania. Wędrują z góry na dół i od lewej do prawej jakby je ktoś przeszkolił. Czasem idą równym tempem, miarowo, dosyć szybkim krokiem. Kiedy indziej wloką się niemiłosiernie. Potykają, wracają do początku drogi.
Wędrowanie słów ma w sobie przestrzeń myśli i widoki na opowieść. Czasem słowa idą z mapą, kompasem i bidonem. Czasem idą na przypał. Przed siebie i bez zastanowienia. Wychodzą w różnych miejscach i na różne sposoby. Czasem zostają. Zapadają w głębi. Osiadają. Czasem się snują. Wędrują powoli i bez celu. Kłębiaście. Smętnie. W zamyśleniu. W rozproszeniu myśli.
W tym wędrowaniu słów znajduję spokój. Miarowy stukot palców. Spotykam tu to, co wypowiedziane i sporo niedopowiedzeń. Potykam się o zmęczenie. Łapię poręczy pomysłu. Odnajduję znajome widoki. Z ciekawością zerkam za horyzont. Snuję się po stronach. Łażę po kolejnych wpisach. Maszeruję przez wspomnienia. Wędruję. I tylko nie wiem, gdzie mnie ta droga zaprowadzi. Co mi się wysnuje?