Płatki śniegu, te malutkie i niepowtarzalne kawałki wszechświata, szalały dziś wokół mojej głowy, wciskały się pod kaptur i rozpływały pod butami. Patrzyłam na kościół. Jego podświetlona bryła na tle ciemnego nieba i w szalejącej śnieżnej zamieci była piękna, potężna i niewzruszona. Witraże wprowadzały delikatność i świadectwo misternej pracy. Dachy wieżyczek wystrzeliwały w niebo, cięły ciemność podświetlonymi konturami. Widok był zachwycający. Pełen majestatu. Potężny. Nadawał odpowiednią perspektywę. Przez kilka sekund czułam się kawałkiem wszechświata. Potem poleciałam w górę. Prosto pod czyjś kaptur.