Świetliki zachwytu

przez | 26 marca 2022

Zdarza się, że myślę o nocnym mieście. Jakieś zdarzenie czy motyw przywołuje fragment tamtego czasu, kiedy żyłam bardziej w godzinach nocy jak ćma czy nietoperz. Przepływałam na skrzydłach ciemności przez kolejne miejsca, ludzi, muzykę i światła, choć może bardziej cienie, nigdzie nie będąc za bardzo ani na dłużej. Mijane twarze, rytmy i dźwięki wyłaniały się z papierosowego dymu i gasły po chwili jakby nie były w stanie zbyt długo utrzymać się na powierzchni życia. Gubiłam je, upychałam wśród miękkich poduszek knajpianych kanap, zarysowywałam liniami długopisu, rozlewałam pianą na barach. Godzinami wędrowałam. Pomiędzy otwartymi drzwiami i zamkniętymi za nimi ludźmi. Przemierzałam chodniki nocnego miasta z latarniami nad głową, w deszczu, z gwiazdami i bezustanną potrzebą ruchu. Byłam i nie było mnie jednocześnie. Noc pomagała mi w tej wewnętrznej ucieczce. Nadawała inne znaczenie rzeczom, które były trudne. Odrealniała życie. Pozwalałam się nieść jej prądom, wpadałam w jej wiry, by przez chwilę nie myśleć o niczym. Czasami, choć bardzo rzadko, przystawałam w tym szalonym pędzie i patrzyłam w niebo. Jego ciemny bezkres przytłaczał ogromem, ale też, przez krótkie mgnienie oka, zachwycał. Te migawki zachwytu wpadały do mojego środka jak błyszczące świetliki i rozjaśniały duszę. Wtedy przez chwilę byłam naprawdę. A potem znów wsiąkałam w ciemność.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *