Do mojego mieszkania wpadła osa, co jak zwykle na chwilę mnie sparaliżowało. Z przerażeniem patrzyłam jak bzycząc powoli ląduje na miseczce-podstawce, do której spływa buzujący sok z kiszonych od tygodnia jabłek, jak zanurza w soku swoją głowę, rusza odnóżami… Stupor trwał chwilę, dość szybko poczułam adrenalinę i potrzebę ratowania siebie i młodszego syna, który był w domu, a jedynym sposobem ratunku w mojej głowie, było zniszczenie osy, zmiażdżenie, zabicie. Rzuciłam się do pokoju po packę.
Wiem, osy są dosyć małe i nie takie straszne, więc moja reakcja może wydać się komuś niezrozumiała. Dlatego dopowiem, że jakiś czas temu okazało się, że jestem na tyle mocno uczulona na jad osy, że prawie umarłam. Ratunek przyniosła mi lekarka z karetki wezwanej do mnie w ostatnim momencie (więcej szczegółów tej historii można przeczytać w tekście „Osa”, który napisałam jakiś czas temu). Od tamtej pory boję się os panicznie, choć wydaje mi się, że z każdym kolejnym rokiem udaje mi się ten strach nieco oswoić.
Tym razem, w tej krótkiej drodze z kuchni do pokoju po packę na muchy, pomyślałam, że przecież ta osa nie przyleciała tu specjalnie, by mnie kąsać, po prostu wpadła przez okno zwabiona zapachem jabłek. Ta myśl uspokoiła mnie, ale i zaskoczyła. Dotychczas w obliczu osy poczucie zagrożenia nie zostawiało we mnie miejsca na myślenie. To było nowe, ale przyjemne.
Teraz, kiedy to wieczorem opisuję, piszę rozwlekle, z dygresjami i milionem słów. Wszystko jednak rozgrywało się szybko, w przeciągu kilku minut, kiedy to przewodnim uczuciem we mnie był strach.
Uzbrojona w packę wpadłam do kuchni w gotowości na walkę. Gdyby osa siedziała na jakimś blacie lub szybie, pewnie po prostu bym ją w tym momencie zabiła. Nigdzie jej jednak nie widziałam, co zjeżyło mi włosy na karku. Niewidoczne i ukryte niebezpieczeństwo jest jeszcze straszniejsze, niż to widoczne. Zaczęłam poruszać różnymi rzeczami, licząc na to, że skądś wyleci. W końcu ją zobaczyłam. Była nadal w miseczce, piła sok z tych nieszczęsnych kiszonych jabłek, tylko przez chwilę wlazła za słój.
Miseczka była dosyć głęboka i tak ukształtowana, że nie miałam możliwości pacnąć osy, póki w niej była. Musiałam chwilę zaczekać, aż się napije i poleci gdzieś indziej, gdzie moja ręka ją dosięgnie i zabije.
Kiedy tak stałam i przyglądałam się jej, pomyślałam, że pije taki pyszny soczek, że pewnie jej fajnie, a nawet nie wie, że jak za chwilę z tego źródełka wyleci, to zginie. Bo przecież czekam, żeby ją zabić.
Zrobiło mi się żal osy. I jakoś nieswojo.
Pomyślałam, że mogę otworzyć okno, to może po prostu wyleci. Trochę mi się nie chciało, bo na parapecie stoi mnóstwo rzeczy, poza tym wciąż byłam nieźle wystraszona, ale zdjęłam wszystko z parapetu i otworzyłam okno na oścież. Chwilę potem osa wyleciała przez nie, a ja pospiesznie je zamknęłam, dość szczelnie. Sporo mnie to humanitarne rozwiązanie kosztowało, ale zrobiłam to.
Po chwili poczułam wewnętrzne zadowolenie i dumę. Pomyślałam, że byłam bardzo… ludzka. I że ta ludzkość zaczyna się tam, gdzie potrafię mieć świadomość własnego strachu, godzić się na to uczucie, a zarazem nie pozwolić mu sobą kierować. Gdzie pozwalam dojść do głosu empatii i to jej wysłuchać. Że tym, co nas, ludzi wyróżnia, jest współodczuwanie, na które wcale nie tak łatwo się zdobyć w różnych sytuacjach. A jednak bardzo warto.
Myślę, że “ludzkość” to też dobry temat w kontekście dzisiejszego święta… Bardzo fajnie opisałaś, Dorotko, zdarzenie z osą. To skłania do przemyśleń na temat relacji człowiek-przyroda. Tak rzadko uświadamiany, że jesteśmy częścią natury i bez niej zwyczajnie nie możemy egzystować… Ponieważ dziś mamy Wszystkich Świętych, a jutro Dzień Zaduszny, zaproponowany przez Ciebie temat “ludzkość” wywołuje we mnie lawinę myśli i pytań. Różnych pytań. Jakie znaczenie ma dla mnie to, że jestem człowiekiem? Jak przeżywam swoje człowieczeństwo? Czy wreszcie: Co jest po tej drugiej stronie i kiedy tak naprawdę kończy się bycie człowiekiem? To takie moje skojarzenia, do których skłoniłaś mnie swoim tekstem, choć nie bezpośrednio. Pozdrawiam cieplutko!
Dziękuję, Justyna, za komentarz. Bardzo mi bliskie to, co piszesz, ponieważ opisane wydarzenie z osą i mnie skłoniło do wielu przemyśleń i pytań w kontekście różnych aktualnych wydarzeń. To, co napisałaś, pokazuje mi, że można mieć tych odniesień bardzo wiele. Ja zastanawiałam się nad relacjami międzyludzkimi, sytuacją na granicy, strachu przed obcymi. Twoje pytania w kontekście Święta zmarłych poprowadziły mnie w inne miejsca i za to Ci dziękuję. Pozdrawiam serdecznie!
Cieszę się ogromnie i od razu zapowiadam, że mam zamiar komentować kolejne Twoje teksty. Uważam, że piszesz bardzo ciekawie i wielką radością dla mnie jest możliwość nawiązania z Tobą wirtualnego dialogu. Ściskam mocno Ciebie i Twoich chłopaków!
Bardzo mnie to cieszy! Czekam na Twoje komentarze, na dialog, na wrażenia. To daje zawsze dodatkową motywację do pisania, a przede wszystkim dużo radości. Fajnie zobaczyć odbicie własnego tekstu w czyichś słowach, przemyśleniach, czy refleksjach. Pozdrawiam mocno i do przeczytania!