Głowa mi pęka, a świat niewyraźnieje. To zmęczenie. Dni z mężem gdzieś hen, płyną dość równo, z bezustanną intensywnością i natężeniem. Nie narzekam, jest naprawdę dobrze. Po prostu o tej porze dopada mnie zmęczenie. Owija kosmatą łapą głowę i coś wbija. Jakieś małe, szpilowate pazurki. Zwiewam przed nim w sen. Zakopuję się w kołdrę i wsłuchuję w nocne dźwięki. Szumi oczyszczacz powietrza, kaloryfery i wiatr za oknem. Na tym tle poszeptują do mnie oddechy synków. Długie i głębokie, miarowe. To moja przedsenna kołysanka.